sobota, 18 kwietnia 2015

Od Anubisa CD Desny


 Byłem mocno zszokowany tym co widziałem, no i czułem się zupełnie upokorzony. Jakaś mała dwunoga strasznie cieszyła się na nasz widok, a ten większy ale nie dorosły ominął nas obojętnie.
- Ja chcę jego! - wrzasnęła mała dziewczynka, szczerząc swoje zęby. To miało być wyzwanie czy co?!
- Nazwę go Węgielek, bo jest taki czarny! - piszczała i podskakiwała w miejscu. Fajnie gdybym wiedział co robić... Nagle dziecko podbiegło do mnie i zaczęło "głaskać" po głowie. Właściwie to raczej szarpało moje uszy i grzywkę, grzebała mi w pysku, oglądając dokładnie każdy ząb i biła pulchnymi łapkami w nos. A przynajmniej tak się czułem. Nie miałem pojęcia jak zachował by się w takiej sytuacji pies, więc stałem nieruchomo. Mężczyzna odsunął w końcu swoje (zbyt energiczne) młode i założył mi jakiś brązowy pasek na szyję. Zobaczyłem takie samo coś na Desnie, tylko że jej było połączone łańcuchem z chłopakiem. Zaraz jednak i mnie wzięto na łańcuch. Poprowadzono nas za dom, gdzie zobaczyliśmy stara przybudówkę. Mężczyzna otworzył drzwi i moim oczom ukazała się zgraja psów. No dobra było ich tylko pięć: dwa rasowe wyżły szorstkowłose, jeden biało - czarny kundel i dwa szczeniaki posokowców. Człowiek odpiął nam łańcuchy i wrzucił do środka. Zaraz za nami wylądował Rico - również w obroży. Nieruchomo siedziałem na słomie wpatrując się w psy, które zamarły z dzikim spojrzeniem. Oj nie będzie łatwo ... większość z nich została wytresowana do polowań na wilki - czułem to. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem tuż za mną. Usłyszałem oddalające się kroki i wesoły szczebiot dziewczynki. Musiałem jednak skupić się na tym co się działo prze de mną. Oczywiście zawsze mogłem się ulotnić cieniem, tylko że moje sumienie (tak mam sumienie - małe ale mam) mówiło mi że nie mogę zostawić tu Desny i Rica. Pierwszy zawarczał kundel, zjeżył się i położył płasko uszy. Zaraz za nim inne psy również zaczęły warczeć, nawet te dwa szczeniaki. Pierwszy zaatakował jeden z wyżłów, skoczył prosto na Desnę. Ta warknęła wyzywająco i zeszła z drogi jego kłów, wbijając mu przy tym zęby w żebra. Nie czekałem aż któryś z psów zechce mnie zaatakować. Skoczyłem prosto na kundla i rozgryzłem mu kark. Poczułem palący ból kiedy drugi z wyżłów wgryzł mi się w lewą łopatkę, ale długo nie pozostałem mu dłużny. Z prawdziwą rozkoszą rozszarpałem mu gardło, aż krew trysnęła na drewnianą podłogę, powoli wsiąkając w słomę. Zauważyłem że Desna poradziła sobie z resztą psów, miała krwawy ślad na łapie, ale i tak nie było z nią najgorzej. Moja rana już prawie doszła do siebie - kiedy rozszarpywałem ciała wypijałem krew. Wadera nie mogła tego zobaczyć (na szczęście).
- To jak my stąd wyjdziemy? - zapytała. Zamyśliłem się chwilę.
- Może wyważyć drzwi?
- A jak nas usłyszą?
- Przecież i tak słyszeli walkę ... zaraz tu będą i to z bronią. Co jak co, ale nie mam zamiaru być w tedy tu. - to ucięło naszą dyskusję i wzięliśmy się ze wyważanie drzwi. Szlo nam to naprawdę opornie. Nabawiłem się kilku siniaków na bokach, ale w końcu się udało. Wyskoczyliśmy na zewnątrz. W zębach trzymałem Rica, z moich zębów kapała jeszcze krew, która zabarwiła futro liska na czerwono.
- Może ja poniosę Rica? - zapytała Desna, patrząc się jak krew z mojego pyska ścieka na malucha.
- Przecież nic mu nie jest! - wybełkotałem niewyraźnie (tak to jest jak się ma lisa w pysku). Nagle usłyszeliśmy za sobą wystrzał i chwilę potem między nami wbiła się kula, rozpryskując dookoła ziemię. Instynktownie odskoczyłem od tego miejsca i zacząłem biec jeszcze szybciej. Znaleźliśmy się na bezdrożu za domami. Tutaj znajdowały się nieogrodzone ogrody, ogródki warzywne i inne ludzkie wymysły. Na szczęście nie było żadnej siatki ani płotu. Usłyszałem jeszcze kilka wystrzałów, a później strzelba umilkła. Skręciłem w wbiegłem do jakiejś komórki, która miała uchylone drzwi. W środku spał niewielki łaciaty piesek, którego uciszyłem mocnym uściskiem szczęk. Trup upadł na podłogę, nie zdążywszy choćby zaskomleć. Dookoła niego zbierała się kałuża świeżej posoki. Usiadłem na ziemi, tuż obok Rica, którego uprzednio zrzuciłem na ziemię. Odetchnąłem głęboko.
- Jesteś cała? - zapytałem waderę, która z nieufnością wpatrywała się w psi zwłoki.
- Uhm. - odpowiedziała.
- Coś nie tak? - zapytałem. Wyglądała na przerażoną. Czy grozi nam coś jeszcze? Albo czy to może ja ją przerażam?

< Desna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz