Usłyszałem wycie, od razu poznałem że nie jest to nikt z mojej watahy. Nadstawiłem uszu koncentrując się na przekazie płynącym z wycia. Ktoś chyba chciał powiedzieć "tu jestem", bo raczej nie był to sygnał do ataku ani wyzwanie. Kto to może być? Zacząłem biec w kierunku nieznajomego głosu, który zdążył już umilknąć. Dzień miał się ku końcowi ... palnąłem się łapą w czoło. Przecież nie muszę biec! Wystarczy że przepłynę cieniem! Uśmiechnąłem się pod nosem i wskoczyłem w najbliższy cień, który należał do rozłożystego starego dębu. Momentalnie wynurzyłem się blisko wilka, ale tak by tamten nie wiedział jak się tu dostałem. Nie wiem czemu zawsze trzymam w tajemnicy moce ... Wstydzę się ich? Nawet sam przed sobą nie potrafię się do tego przyznać ... Z cienia wynurzyłem się otoczony zielonymi, wysokimi krzakami z masą kolców. Starając się nie podrapać wyszedłem zza krzaków i zobaczyłem czekającego tam na mnie wilka. Od razu było widać że to basior, biały z czarnymi znaczeniami i skrzydłami. Zaraz skrzydła? Pierwszy raz widzę wilka ze skrzydłami ... Cóż życie jest pełne niespodzianek. Podeszłem do nieznajomego.
- Hej - zacząłem dość "uprzejmie" czy jak kto woli "normalnie".
- Witaj. Eee ... możesz zaprowadzić mnie do alfy? - zapytał basior trochę niepewnie, ale starając się nie pokazać tego po sobie.
- Może. Najpierw powiedz mi jak się nazywasz i skąd jesteś. W tedy zobaczymy. - odpowiedziałem chytrze. Usiadłem na ziemi i czekałem na reakcję basiora. Słońce już prawie zaszło, rzucając mrok na całą okolicę.
<Frihet?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz