Nie widziałem tego stwora, który rzucił się na Yǒnggǎn. Ta wpadła do wody z głośnym pluskiem. kropelki wody poleciały na mnie, kiedy odwróciłem się w tamtą stronę.
- Yǒnggǎn! - krzyknąłem, choć najpewniej wadera nie mogła usłyszeć mnie pod wodą. Podbiegłem do brzegu i z tam tąd wypatrywałem wadery z tym "czymś". Nic jednak nie widziałem i z desperacji miałem coraz większą ochotę wskoczyć do wody i poszukać tam Yǒn. Nagle jednak zobaczyłem ciemny kształt, jakiś metr w lewo ode mnie. Zaraz potem Yǒnggǎn z pluskiem wody wyszła na brzeg. Co ciekawe z jej pyska zwisała długa na około metr ryba. Czy raczej coś podobnego do ryby - najpewniej ten stwór, choć ciekawiło mnie dlaczego teraz go widzę. Ryba machnęła wielkim ogonem, próbując się wyrwać ze szczęk Yǒnggǎn. Kłapnęła przy tym długimi białymi zębami, które wystawały jej z paszczy.
- To coś co cię zaatakowało? - zapytałem by się upewnić. Przy okazji starałem się nie myśleć o zapachu krwi, którego było chyba jeszcze więcej. Yǒnggǎn pokiwała na tak głową.Nagle ryba, która zdawała się już martwa, szarpnęła się i wygięła łuskowate cielsko w taki sposób że wyrwała się z uścisku Yǒnggǎn. Jej boki znaczyły długie ślady zębów, bo wadera wcale jej nie puściła, ta po prostu rozdarła sobie ciało by się uwolnić. Wydało mi się to obrzydliwe, choć może nawet godne szacunku. Ryba upadła na skałę, jej płetwy przybrały kształt zbliżony do łap - widać mogła poruszać się i na lądzie. Z jej ciała ciekła ciemno czerwona krew, która była wyraźnie gęstsza od wilczej czy jeleniej. Za to miło pachniała, choć mogłem być tak głodny że nawet krew Ra'zaca była by dla mnie smaczna. Yǒnggǎn cofnęła się chwiejnie, widziałem że nie staje na rannej łapie, ale tym razem moją uwagę przykuło coś innego. W jej łapie pojawiły się nowe dziurki po zębach tego stwora, z których ściekała krew.
- To cholerne coś, znowu cię chciało skrzywdzić?! - warknąłem z furią. Wadera nie zdążyła mi odpowiedzieć, choć było to pytanie retoryczne więc nie musiała. Skoczyłem na tą rybę z warkotem, od którego wibrowało całe moje gardło. Z rozkoszą zatopiłem zęby w czarnym ciele. Krew nie była jakaś nadzwyczajna - ani zła, ani dobra, choć nie smakowała jak nic co do tej pory piłem. Mam nadzieję że się nią nie zatruję. Nie mogłem jednak powstrzymać uczucia szczęścia że nareszcie coś zjadam, i nie będę już zagrożeniem dla Yǒnggǎn (a przynajmniej nie wielkim).
- Czekaj! Nie zabijaj tego! - zawołała Yǒnggǎn. Zdziwiony spojrzałem na nią. Wadera podbiegła do mnie, tak jakby chciała wyrwać mi rybę z pyska. Niechętnie wypuściłem stwora, prawie pozbawionego krwi - lecz nadal żywego.
- O co chodzi? - zapytałem. Nie dało się ukryć, że pozostawienie tego czegoś przy życiu wyraźnie mi nie pasuje.
- Myślę że to coś chciało mi coś pokazać. Coś co jest w tej jaskini - musimy tam wrócić! - powiedziała wadera. Mimo strachu w jej głosie pobrzmiewała nuta zdecydowania.
- No dobra, w końcu czego się nie robi dla najlepszej przyjaciółki? - powiedziałem wstając, bo cóż, przy posiłku zdążyłem położyć się na brzuchu.
<Yǒnggǎn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz