środa, 6 lipca 2016

Od Malorane

Samotność, moja wieloletnia i jednocześnie nama przyjaciółka nie odstępowała mnie na krok, a jej obecność sprawiała, że czułam się… no właśnie. Nie czułam nic oprócz głodu, którego jak na razie nie mogłam zaspokoić. Zraniona łapa cholernie mnie bolała, a ja byłam wycieńczona, dlatego nie mogłam się uleczyć. Musiałam prędko wrócić do jaskini, im szybciej tym lepiej. Lekko utykając zaczęłam człapać w stronę domu, a każde zetknięcie chorej nogi z ziemią skutkowało przeogromnym bólem i moim cichym jękiem.
- Głupi wąż – mruknęłam sama do siebie, dzielnie brnąc naprzód. Kiedy spacerowałam po lesie, żmija wgryzła się we mnie. Niby żadna wielka rana, ale kiedy próbowałam się od niej uwolnić, ta zębami powiększyła skaleczenie, z którego zaczęła się sączyć krew. W niedługim czasie łapa mi spuchła, a w miejscu rany pojawiła się paskudna ropa, która okropnie śmierdziała. Od czasu tego zdarzenia minęły cztery godziny. W końcu po mozolnej drodze wróciłam do jamy i prawie od razu rzuciłam się na skórę i zasnęłam, wcześniej jednak nakazując skrzydłom zniknąć.
Kolejny dzień zaczął się dla mnie dość dobrze, kiedy tylko otworzyłam oczy mój wzrok powędrował w stronę łapy. Okazało się, że mój organizm sam uaktywnił moc leczenia, a noga wyglądała już dużo lepiej. Wróciła do normalnych rozmiarów, a ropa zniknęła, zostawiając po sobie czystą ranę, która zaczynała się goić. Wzięłam wtedy sprawę w swoje łapy i używając energii sprawiłam, że wszystko ładnie się zagoiło. W lepszym humorze nakazałam swoim dwóm dumom znów się pojawić, a kiedy znalazłam się na dworze, wzbiłam się do góry i rozejrzałam po okolicy. Wysokie, zielone drzewa zapewniały zwierzynie świetną kryjówkę, a mnie utrudniały ich znalezienie. W końcu po dłuższej chwili, dostrzegłam sarnę biegnącą po lesie. Zanurkowałam w dół i wywróciłam ją na ziemię. Zwierzę zaczęło się wyrywać, ale szybkim ruchem rozcięłam jej szyję. Z przerwanej tętnicy trysnęła krew, a ja odsunęłam się od trupa, nie chcąc być nią upaćkana. Po smacznym posiłku wdrapałam się na drzewo i postanowiłam poczekać, czy zapach mięsa, ktorego zostało naprawdę dużo, nie przyprowadzi kogoś ciekawego. Na efekt nie musiałam długo czekać, bo po chwili usłyszałam szelest w krzakach, a później kroki.
Ktosiu?

2 komentarze: