Samotność, moja wieloletnia i jednocześnie nama przyjaciółka nie
odstępowała mnie na krok, a jej obecność sprawiała, że czułam się… no
właśnie. Nie czułam nic oprócz głodu, którego jak na razie nie mogłam
zaspokoić. Zraniona łapa cholernie mnie bolała, a ja byłam wycieńczona,
dlatego nie mogłam się uleczyć. Musiałam prędko wrócić do jaskini, im
szybciej tym lepiej. Lekko utykając zaczęłam człapać w stronę domu, a
każde zetknięcie chorej nogi z ziemią skutkowało przeogromnym bólem i
moim cichym jękiem.
- Głupi wąż – mruknęłam sama do siebie, dzielnie brnąc naprzód. Kiedy
spacerowałam po lesie, żmija wgryzła się we mnie. Niby żadna wielka
rana, ale kiedy próbowałam się od niej uwolnić, ta zębami powiększyła
skaleczenie, z którego zaczęła się sączyć krew. W niedługim czasie łapa
mi spuchła, a w miejscu rany pojawiła się paskudna ropa, która okropnie
śmierdziała. Od czasu tego zdarzenia minęły cztery godziny. W końcu po
mozolnej drodze wróciłam do jamy i prawie od razu rzuciłam się na skórę i
zasnęłam, wcześniej jednak nakazując skrzydłom zniknąć.
Kolejny dzień zaczął się dla mnie dość dobrze, kiedy tylko otworzyłam
oczy mój wzrok powędrował w stronę łapy. Okazało się, że mój organizm
sam uaktywnił moc leczenia, a noga wyglądała już dużo lepiej. Wróciła do
normalnych rozmiarów, a ropa zniknęła, zostawiając po sobie czystą
ranę, która zaczynała się goić. Wzięłam wtedy sprawę w swoje łapy i
używając energii sprawiłam, że wszystko ładnie się zagoiło. W lepszym
humorze nakazałam swoim dwóm dumom znów się pojawić, a kiedy znalazłam
się na dworze, wzbiłam się do góry i rozejrzałam po okolicy. Wysokie,
zielone drzewa zapewniały zwierzynie świetną kryjówkę, a mnie utrudniały
ich znalezienie. W końcu po dłuższej chwili, dostrzegłam sarnę biegnącą
po lesie. Zanurkowałam w dół i wywróciłam ją na ziemię. Zwierzę zaczęło
się wyrywać, ale szybkim ruchem rozcięłam jej szyję. Z przerwanej
tętnicy trysnęła krew, a ja odsunęłam się od trupa, nie chcąc być nią
upaćkana. Po smacznym posiłku wdrapałam się na drzewo i postanowiłam
poczekać, czy zapach mięsa, ktorego zostało naprawdę dużo, nie
przyprowadzi kogoś ciekawego. Na efekt nie musiałam długo czekać, bo po
chwili usłyszałam szelest w krzakach, a później kroki.
Ktosiu?
Ponieważ reszta nie żyje, zaklepuję.
OdpowiedzUsuń~ Teri
To fajnie
Usuń~ Malorane