Coś wyrwało mnie ze snu. Brak ciepła... Chłód poranka. Chociaż było
wcześnie nad ranem, a zmęczenie trzymało mnie z dala od świadomości,
otworzyłem ciężkie powieki, aż tu nagle strzał adrenaliny - gdzie jest
Teri?!
Spanikowany wybiegłem za jej tropem ułożonym ze śladów łap i kropel
krwi. Wyglądało na to, że wyszła sama... Uspokoiłem się trochę, lecz nie
chciałem tego tak zostawić. Popędziłem dalej wyznaczoną trasą.
Po pewnym czasie trop się urwał, ale wciąż na ziemi pojawiała się krew.
Tylko to pozwoliło mi dotrzeć do rzeki, na której brzegu zauważyłem
większą kałużę, która pozwoliła mi stwierdzić, że pewnie tutaj musiała
na chwilę odpocząć i się obmyć. Dalej jej zapach był bardziej
przytłumiony, lecz ziemia była mokra. Zacząłem ją wołać, ale bez
skutku...
Wreszcie, po dłuższym czasie, trafiłem do jakiejś jaskini, w której
czułem jej obecność. Wydawała się pusta, lecz Teri musiała tutaj być...
- Teriyaki? - spytałem oczekując odpowiedzi.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - warknął głos wilczycy. Zacząłem się rozglądać, szukając źródła dźwięku.
- Wszędzie bym cię znalazł. Nie ważne, ile by to trwało - odpowiedziałem jej.
- Taa...
- Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłem - wypaliłem bliski łez. - Myślałem, że...
Tutaj załamał mi się głos. Nagle Teri się ujawniła i spojrzała na mnie.
Miała swój dawny kolor sierści, lecz oczy były czerwone i puste... Choć
była zmasakrowana od czubków uszu po sam ogon, światło brzasku i jej
uroda dodawały jej piękna i szlachetności przy tych wszystkich ranach.
Postanowiłem zmienić temat.
- Dlaczego uciekłaś?
- Miałam swój powód...
- Lepiej żebyś go nie znał - odezwał się ktoś. Obejrzałem się i dostrzegłem kota.
- Zaraz... Ty byłeś, yyy... Diabolo, tak? - upewniłem się.
- Tak - odparł mi.
- W takim razie chyba nie chcę wiedzieć, rzeczywiście... - położyłem
uszy po sobie i zwróciłem się ku Teri. - Czujesz się przynajmniej trochę
lepiej?
Nie chciała mi odpowiedzieć z początku, lecz wreszcie wypaliła.
- Disparate był moim bratem.
Stop. Zaraz, zaraz, zaraz, coś mi tu kurna nie gra. Bratem?! I on jej
robił takie rzeczy?! Matko... A ja go zabiłem. I to w tak brutalny
sposób. Zatkało mnie.
- Ale... jak to? - nie mogłem wciąż uwierzyć.
Wilczyca westchnęła i wyszła. Nie mogłem już niczego ubrać w słowa,
zabrakło mi języka w pysku, nie mogłem się nawet ruszyć. Ocknąłem się
dopiero gdy usłyszałem dźwięk rozkładanych skrzydeł. Odwróciłem się
gwałtownie i rzuciłem na nią, żeby ją uścisnąć od tyłu. Nie stawiała się
i zatrzymała w miejscu.
- Nie wiedziałem... - wyszeptałem jej do ucha. - Ja naprawdę nie wiedziałem, przepraszam...
- Nie szkodzi - odparła bez emocji. - Zasługiwał na to.
Ścisnąłem powieki i przytuliłem ją do siebie mocniej, jakby zaraz miała
mnie opuścić i nigdy nie wrócić. Delikatnie odwróciłem ją pyskiem do
siebie i pocałowałem delikatnie w policzek. I tak było mi głupio, czułem
jak jest spięta i nie miałem pojęcia, co tak naprawdę chcę powiedzieć,
żeby poczuła się trochę lepiej, a przynajmniej luźniej.
- Teri... Chcesz wrócić do mnie? - spytałem. - Nie chcesz mnie opuszczać... Prawda?
(Teri?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz