środa, 6 lipca 2016

Od Kaharamisa CD Teriyaki

Coś wyrwało mnie ze snu. Brak ciepła... Chłód poranka. Chociaż było wcześnie nad ranem, a zmęczenie trzymało mnie z dala od świadomości, otworzyłem ciężkie powieki, aż tu nagle strzał adrenaliny - gdzie jest Teri?!
Spanikowany wybiegłem za jej tropem ułożonym ze śladów łap i kropel krwi. Wyglądało na to, że wyszła sama... Uspokoiłem się trochę, lecz nie chciałem tego tak zostawić. Popędziłem dalej wyznaczoną trasą.
Po pewnym czasie trop się urwał, ale wciąż na ziemi pojawiała się krew. Tylko to pozwoliło mi dotrzeć do rzeki, na której brzegu zauważyłem większą kałużę, która pozwoliła mi stwierdzić, że pewnie tutaj musiała na chwilę odpocząć i się obmyć. Dalej jej zapach był bardziej przytłumiony, lecz ziemia była mokra. Zacząłem ją wołać, ale bez skutku...
Wreszcie, po dłuższym czasie, trafiłem do jakiejś jaskini, w której czułem jej obecność. Wydawała się pusta, lecz Teri musiała tutaj być...
- Teriyaki? - spytałem oczekując odpowiedzi.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - warknął głos wilczycy. Zacząłem się rozglądać, szukając źródła dźwięku.
- Wszędzie bym cię znalazł. Nie ważne, ile by to trwało - odpowiedziałem jej.
- Taa...
- Nawet nie wiesz, jak się przestraszyłem - wypaliłem bliski łez. - Myślałem, że...
Tutaj załamał mi się głos. Nagle Teri się ujawniła i spojrzała na mnie. Miała swój dawny kolor sierści, lecz oczy były czerwone i puste... Choć była zmasakrowana od czubków uszu po sam ogon, światło brzasku i jej uroda dodawały jej piękna i szlachetności przy tych wszystkich ranach. Postanowiłem zmienić temat.
- Dlaczego uciekłaś?
- Miałam swój powód...
- Lepiej żebyś go nie znał - odezwał się ktoś. Obejrzałem się i dostrzegłem kota.
- Zaraz... Ty byłeś, yyy... Diabolo, tak? - upewniłem się.
- Tak - odparł mi.
- W takim razie chyba nie chcę wiedzieć, rzeczywiście... - położyłem uszy po sobie i zwróciłem się ku Teri. - Czujesz się przynajmniej trochę lepiej?
Nie chciała mi odpowiedzieć z początku, lecz wreszcie wypaliła.
- Disparate był moim bratem.
Stop. Zaraz, zaraz, zaraz, coś mi tu kurna nie gra. Bratem?! I on jej robił takie rzeczy?! Matko... A ja go zabiłem. I to w tak brutalny sposób. Zatkało mnie.
- Ale... jak to? - nie mogłem wciąż uwierzyć.
Wilczyca westchnęła i wyszła. Nie mogłem już niczego ubrać w słowa, zabrakło mi języka w pysku, nie mogłem się nawet ruszyć. Ocknąłem się dopiero gdy usłyszałem dźwięk rozkładanych skrzydeł. Odwróciłem się gwałtownie i rzuciłem na nią, żeby ją uścisnąć od tyłu. Nie stawiała się i zatrzymała w miejscu.
- Nie wiedziałem... - wyszeptałem jej do ucha. - Ja naprawdę nie wiedziałem, przepraszam...
- Nie szkodzi - odparła bez emocji. - Zasługiwał na to.
Ścisnąłem powieki i przytuliłem ją do siebie mocniej, jakby zaraz miała mnie opuścić i nigdy nie wrócić. Delikatnie odwróciłem ją pyskiem do siebie i pocałowałem delikatnie w policzek. I tak było mi głupio, czułem jak jest spięta i nie miałem pojęcia, co tak naprawdę chcę powiedzieć, żeby poczuła się trochę lepiej, a przynajmniej luźniej.
- Teri... Chcesz wrócić do mnie? - spytałem. - Nie chcesz mnie opuszczać... Prawda?

(Teri?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz