Tak nagle zmieniło się wszystko. Trwała wojna. Właśnie miałam walczyć z wilkiem, który zabił moją rodzinę. Kiedy o tym pomyślałam, poczułam dodatkową siłę. Od razu zaatakowałam coś przypominające wilka, ale raczej nie było to psowatym, tylko kolejnym potworem. Poturlaliśmy się po ziemi, a on zaryczał. Był ode mnie większy i silniejszy, ale na pewno nie aż taki szybki. Wbił kły w moją łapę i rzucił mną na bok. Otrzepałam się i szybko wstałam, a on wtedy już był gotów, żeby się na mnie rzucić. Kiedy skoczył, zrobiłam unik. Wpadł pyskiem w ziemię, a ja to wykorzystałam i wgryzłam się w jego kark. Poczułam, jak coś dziwnego, co jednak nie było krwią, wypływa z jego ran. On w tym czasie zaczął się rzucać na boki i próbując mnie zrzucić obijał się o walczące potwory. Nagle nie dałam rady i puściłam go. Wtedy zaatakowało kolejne stworzenie. Było dosyć małe, wyglądało jak ptak. Zaatakowało mnie z powietrza i próbowało dostać szponami do moich oczu, ale zasłaniałam je przednimi łapami. Wróg, z który walczyłam najpierw zaczął już biec w moim kierunku. Udało mi się złapać ptaka i rzuciłam nim w potwora. Obydwa stworzenia zdziwione zaczęły walczyć ze sobą. Czułam się szczęśliwa wiedząc, że to przeżyłam. Ale ta wojna trwa dalej. To dopiero początek.
- Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. - szepnęłam.
Wzięłam rozbieg i skoczyłam na wielkie, podobne do wilka stworzenie, po czym szybko udało mi się go pokonać. Ptak poleciał, pewnie zaatakować kogoś innego. Wśród walczących zobaczyłam wilka, ich przywódcę... To on zabił moją rodzinę... Czułam, że muszę go zabić. Skoczyć tam. Zginie albo on, albo ja. Jednak kiedy już zaczęłam biec, coś we mnie wskoczyło. Poturlałam się po ziemi. Potem otworzyłam powoli oczy. Wokół mnie unosił się piasek. Najwyraźniej tak się stało przez to, że się turlałam. Kiedy zaczął powoli znikać, zobaczyłam kolejną czarną sylwetkę, która szła w moim kierunku. Było to duże stworzenie. Był to wilk. Trochę większy ode mnie. Podniosłam się. Byłam już zmęczona i dyszałam. Wtedy przyjrzałam się wrogowi uważniej. To... Wadera. Miała ciemnoniebieskie oczy. Patrzyła na mnie tak, jakby chciała zabić mnie wzrokiem. Zawarczałam.
Ona zawyła i zaczęła biec w moim kierunku. Nie mogłam się ruszyć. Kiedy była metr ode mnie zamknęłam oczy. Wadera złapała mnie zębami i przygwoździła do ziemi.
- Nie poddam się tak łatwo. - warknęłam.
Kopnęłam ją tylnymi łapami w brzuch. Przewróciła się. Ugryzłam ją w kark bo wiedziałam, że za chwilę zrobię jej ranę w szyi, a wtedy nie będzie miała tak dużych szans na pokonanie mnie. Zawyła z bólu. Zaczęła mnie drapać. Po chwili odskoczyłam do tyłu. Za chwilę któraś z nas zginie. Że chyba wrogowie się poddadzą, tak byłoby najlepiej. Wadera nagle skoczyła na mnie, ale zatrzymała się i zadała mi cios łapą w pysk. Upadłam. Wtedy ona złapała mnie za kark i rzuciła mną w najbliższe drzewo. Zanim zdążyłam się podnieść, złapała mnie zębami. Przez moment mną szarpała, a potem znów mną rzuciła. Wiedziała, że w ten sposób szybko mnie zabije. Ja jednak nie chciałam się poddać. Nie mogłam się poddać...
Powoli się podniosłam. Zakaszlałam i zobaczyłam, że na ziemię zaczęły spadać krople krwi. Byłam zdziwiona. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to z mojego pyska leci krew.
- Widzę, że nie masz już siły walczyć? - pierwszy raz odezwała się mroczna wadera, po czym uśmiechnęła się szyderczo. - To dobrze. Nie chcę marnować czasu. Przegracie. A nawet, jeśli twoja wataha się podda, zabiję cię z wielką chęcią.
Po tym popchnęła mnie łapą w bok, a ja nie mając już siły upadłam.
- Będę na tyle miła, że zabiję cię teraz, żebyś nie musiała patrzeć, jak będą giną twoi przyjaciele. - powiedziała.
Kiedy otworzyła pysk, żeby zadać ostatni cios, poczułam dodatkową siłę. Przeżyję. przynajmniej przetrwam wojnę. Zrobię to dla wszystkich jej członków, dla Anubisa. Przeturlałam się na bok, a wadera nie trafiła we mnie. Wstałam. Krew dalej kapała z mojego pyska. Teraz pora użyć swoich mocy. Kiedy znów zaatakowała, zacisnęłam kły na jej łapie. Poraziłam ją prądem, a ona, zdumiona, prawie się przewróciła. Zawyłam, a wtedy usłyszałam grzmot. Przywołałam burzę. Teraz jestem silniejsza. Rzuciłam się na waderę i dzięki mocy udało mi się ugryźć ją w szyję. Zginęła. Potem atakowałam kolejnych wrogów, każdego po chwili udawało mi się pokonać. Byłam jeszcze bardziej ranna. Po karku spływała mi krew, także po łapie, a mój brzuch był podrapany. A pysk krwawił jak wcześniej. Czułam się coraz bardziej słaba. Wtedy znów go zobaczyłam. Mój największy wróg. Tym razem nikt nie może mi przeszkodzić. Zaczęłam biec i wskoczyłam mu na grzbiet. Zaczęłam go gryźć, drapać i razić prądem, ale on jakby był odporny. Warczał i po chwili przewrócił się na grzbiet, przygniatając mnie swoim ciałem. Potem wstał i popatrzył na mnie.
- No proszę, to znów ty. - zawarczał.
Przygwoździł mnie do ziemi.
- A więc to dzisiaj jest dzień, w którym cię zabiję. Powinienem był to zrobić już kiedy byłaś mała. Tylko pomyśl. Gdyby cię tu nie było, te wszystkie wilki nie ryzykowałyby życia. A jeśli ktoś z nich zginie, to przecież będzie twoja wina. - mówił.
Miał rację. To dziwne, ale miał rację. Gdybym nie dołączyła do watahy, wataha byłaby bezpieczna. Nie byłoby wojny. Nikt by nie ryzykował życia.
Basior wykorzystał to, że się zamyśliłam. Ugryzł mnie w szyję, próbując zabić. Zaczęłam się dusić. Nagle jakiś wilk na niego skoczył, ale nie zauważyłam nawet kto to, bo zaatakowało mnie trochę mniejsze ode mnie, kotowate stworzenie. Wojna trwa dalej.
< A więc czekam na opowiadania pozostałych. c; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz