sobota, 26 września 2015

Od Anubisa CD Scarlet Do Wszystkich

Przeciwników nie mogło być tylko dwóch. Ten basior na pewno miał całkiem  potężną świtę, mimo iż nie spodziewał się ataku z naszej strony. Nie wiedziałem jakim cudem tworzy te dziwaczne stwory, jednak nie chciałem wiedzieć czy aby nie używa do tego swoich ofiar. Odwróciłem się do Elekta i Scarlet.
- Scar znajdź Moon i powiedz, że wojna się rozpoczęła, Elektro zbierz w tym czasie wojowników! Już! - krzyknąłem do nich.
- A co z tobą? - odpowiedziała wadera, spoglądając na mnie okrągłymi ze strachu oczami. 
- Ja spróbuję ich zatrzymać. Ruszajcie! - krzyknąłem. Elektro zniknął między zaroślami, Scarlet przez chwilę patrzyła się na mnie, lecz w końcu poszła w jego ślady. Idioto, i po coś zostawał sam? Zganiłem się w duchu. Momentalnie najeżyłem sierść i odsłoniłem za długie kły. Podniosłem błyszczący czerwienią wzrok na basiora i panterę. Już czas to rozegrać, nie możemy wiecznie zwlekać. Powiedziałem do siebie i zaatakowałem z szybkością cienia. Basior nie spodziewał się tak śmiałego ataku i dał się zaskoczyć. Wbiłem zęby w jego przednią łapę. Coś dziwnego było jednak z jego krwią. Jej struktura była gumowata i jakby ... żywa. Z nagłym przerażeniem wyplułem paskudztwo, nim zdołało mnie udusić. Basior zaśmiał się.
- Hoho, demon, co? Nie spodziewałem się iż twój parszywy gatunek, może być lojalny. Prawie szkoda mi cię zabijać ... prawie. - powiedział z błyskiem w oczach.  
- Nie jestem demonem, parszywy szczurze! - warknąłem ponownie atakując. Nim jednak zdołałem choćby go drasnąć, coś uderzyło we mnie z boku. Poleciałem na drzewo i uderzyłem w nie z głośnym trzaskiem, miałem nadzieję że wydało je drewno, a nie moje żebra. Moon, gdzie jesteś? Pomyślałem i udając nieprzytomnego zacząłem szukać jej umysłu. Od razu ją znalazłem, ledwie kilkanaście metrów dalej wraz z całą watahą. Otworzyłem oczy i spojrzałem na basiora z uśmieszkiem.
- Miłej śmierci. - wskoczyłem w cień i wyskoczyłem z innego cienia, tuż przed nosem alfy.
- Hej, basior jest tuż za tymi krzakami, trzeba się przegrupować. - powiedziałem. Moon skinęła głową.
- Pozycja do ataku "Pole bitwy"! - wykrzyknąłem komendę, a wilki ustawiły się na odpowiednich pozycjach. Wiele dni ćwiczeń opłaciło się. Uśmiechnąłem się pod nosem. Biegłem teraz tuż obok  Yǒnggǎn. Uśmiechnąłem się do niej.
- Powodzenia w walce. - nie przychodziły mi do głowy żadne inne słowa, niż drętwe życzenie udanej walki. Wadera uśmiechnęła się. 
- Postaraj się przeżyć bo nie będę miała kogo pakować w tarapaty. - odpowiedziała z błyskiem w oku. Pod wpływem nagłego impulsu polizałem Yǒn po policzku (tak po psełdoprzyjacielsku). Nie miałem pojęcia jaka była reakcja wadery, gdyż chwilę po tym nasz oddział zderzył się z armią Basiora.
 Rozpoczęła się walka na śmierć i życie. 

***

< Była bym niezmiernie wdzięczna, gdyby każdy członek watahy pofatygował się i opisał swoją walkę. Prosiła bym tylko, by nie kończyć jej [walki] puki ostatnia osoba nie napisze opka (łącznie ze mną). Moon wybacz, że się rządzę, ale takie przedstawienie wojny wydaje mi się właściwie.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz