Nic mi się nie układało logicznie. Niby czemu moja niedotycząca sytuacji piosenka miałaby być powodem pojawienia się tej wadery? To przecież nie miało sensu, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Inną drogą, miałam jakieś dziwne przeczucie, że ją znam. Taka jakby kremowa, z rudymi włosami - wszystko to było dobrze widoczne mimo jej zakrwawionego futra... W pewnej chwili coś w moim mózgu odblokowało się i doznałam nagłego olśnienia. Wiedziałam, skąd kojarzę tamtą wilczycę, przecież ja ją spotkałam. To była, co nie do końca mi się podobało, Scarlet. Cofnęłam się o krok, zaniepokojona. Skoro jest tak, jak mówił Poison, co ją sprowadza w to miejsce? Ale przecież ten zielony basior mówił coś jeszcze...
- Poison, myliłeś się. Ona nie ma grobu... Chyba że coś mi się pomyliło.
- Skąd wiesz? - zapytał, nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nami wilczycy.
- Ja ją znałam. To Scarlet - szepnęłam.
- Scarlet? Ta o której wspominałaś? Jesteś pewna?
- Tak, to ona. I...
Moje słowa porwał silny podmuch wiatru, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w tym miejscu. Mimowolnie mój wzrok powędrował w górę. Piękne, błękitne niebo przysłoniły dwie szare chmury, gdzieś niedaleko uderzył piorun. Spojrzałam przerażona na Poisona. Wiedziałam, że stanie się coś złego...
<Poison?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz