Stałam z ojcem na obsypanym śniegiem wzniesieniu. Kilka godzin temu opuściliśmy nasze dawne schronienie i aktualnie staliśmy na terenach jakiejś watahy. Czułam się trochę jak intruz. W tamtej chwili wolałam wrócić do zabaw ze szczeniakami, wspólnego śpiewania do księżyca, do miejsca zamieszkiwanego przez Pustelników. Byłam jedną z nich i dobrze się tam czułam. Parę dni temu jednak z moim ojcem Ashem opuściliśmy jego dom. Mając przed sobą łąki, lasy i jeziora należące do nieznanej mi watahy chciałam uciec, a zarazem dołączyć. Dwie sprzeczne ze sobą natury odgrywały bitwę w moim ciele. Iść dalej czy zawrócić?
- Oczywiście – odparł ze spokojem, jak to on. – Będę cię odwiedzał.
- W takim razie do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko i wyściskałam ojca. Potem, wbrew podmuchom wiatru i kojociej połówce mnie, zbiegłam do zboczu. Na granicy lasu rozciągającej się tuż pod nim zatrzymałam się i odwróciłam. Ash nadal stał w miejscu, w którym się pożegnaliśmy, śledząc uważnym wzrokiem każdy mój krok. Uśmiechnęłam się jeszcze raz i zagłębiłam między drzewa. Smukłe brzozy, potężne dęby i klony… Westchnęłam cicho. Miałam szczerą nadzieję, że nieprędko spotkam jakiegoś wilka. Jednak niesiony z wiatrem zapach zupełnie temu przeczył. Kilka minut później wyszłam na otwarty teren. Chciałam przez nią przejść cicho i ostrożnie, niezauważalnie, lecz oczywiście musiałam poślizgnąć się na skrytym pod śniegiem lodzie. W efekcie wylądowałam w zaspie głową w dół. Wygrzebałam się spod warstwy zimnego puchu i akurat mój węch wychwycił nieznany mi zapach wilka. Heh, skoro już tu jestem, to dlaczego miałabym go nie odszukać?
***
Po około pół godzinie trafiłam w mniej odludne miejsce. Cały czas
podążałam za nasilającym się z każdą chwilą zapachem, jednak nadal
pozostając w ukryciu. W końcu stanęłam przez jedną z widzianych w
okolicy jaskiń. Zajrzałam do środka. Od razu podszedł do mnie jakiś
basior. Miał błękitne futro i pogodny uśmiech na pysku. - Witaj. My się znamy? – zapytał.
- Nie – odparłam. – Jak się domyślam, w pobliżu jest jakaś wataha. Należysz do niej?
- Tak – powiedział, szczerząc się jeszcze bardziej. – Zaprowadzić cię do Alfy?
- Jeśli nie sprawi ci to kłopotu. Jestem Rara.
- Wra-co? – zapytał zdziwiony basior. No tak. Ja i te problemy z moim imieniem.
- Rara – powtórzyłam. – To trochę tak, jakbyś ryczał. Ewentualnie mów mi Lora.
- W porządku. Ja nazywam się Kire.
<Kire?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz