Podniosłem wściekłe spojrzenie na skrzydlatą waderę, której sylwetka majaczyła za ścianą płomieni.
- Tak! - warknąłem, wstając na łapy. Przeklęte demony. Skąd one się tu wzięły? Czyżby moje negatywne emocje mogły je przyciągnąć? Spojrzałem spode łba na waderę. A może to ona? Nie mogłem jednak teraz o tym myśleć, gdyż dostałem nagłego ataku kaszlu. Zgięty w pół, potrzebowałem chwili by dojść do siebie. Gdy tylko atak minął zacząłem rozglądać się dookoła. Musiałem znaleźć jakąś lukę w tym kręgu. Coraz więcej dymu dostawało się do moich płuc, przez co zaczynałem kaszleć. Z zaciśniętym pyskiem wziąłem rozbieg i przeskoczyłem przez płomienie. Jak można było się spodziewać, moje lśniące czarne futro od razu zajęło się ogniem. Na skórze poczułem nieznośny żar, a do nosa dotarł swąd palącej się sierści. Upadłem na trawę i przeturlałem się po chłodnej ziemi, gasząc tym samym płomienie. Zaraz po tym wstałem na łapy i spojrzałem na Teriyaki.
- Nic ci nie jest? - zapytała wadera, a ja prychnąłem.
- Trzeba czegoś więcej by zabić sławnego dowódcę Anubisa! - powiedziałem arogancko, choć skóra paliła mnie od gorącego ognia. Tak na prawdę zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nie zamierzałem wychodzić na słabego szczeniaka przed obcym wilkiem. Czasem trzeba po prostu dać ulecieć skromności i dać ponieść się pysze i arogancji. Oczywiście z umiarem. Polizałem się po nosie i spojrzałem dwukolorowymi oczami na waderę.
- Wiesz może skąd wzięły się tu demony? - zabrzmiało to oskarżycielsko, ale nie zamierzałem zmieniać tonacji głosu. Nie chciałem demonów w mojej watasze. Nie chciałem by moja rodzina była narażona na niebezpieczeństwo. Nie przez tak błahą sprawę. Teriyaki spuściła wzrok, a ja czekałem na jej słowa. W tej chwili obchodziła mnie tylko odpowiedź wadery.
- Las płonie. Zaraz ogień rozniesie się po drzewach! - wilczyca sprytnie wywinęła się od pytań, ale musiałem przyznać jej rację.
- Szlag by to. - warknąłem, oglądając się za siebie.
<Teriyaki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz