I wtedy zaburczało mi w brzuchu. Ma wyczucie skubany.
-No najwidoczniej najpierw coś zjemy-odpowiedziałem-o ile nie masz nic przeciwko.
-To chodźmy coś upolować-odpowiedziała Rara.
Przeszliśmy kawałek i zobaczyliśmy dorodnego jelenia.
Obydwoje bez słów schowaliśmy się w krzaku obok.
-Nie masz zamiaru jakoś go tu zagonić?-zapytała.
Spojrzałem na nią i powiedziałem-Jasne ,że mam, nie chce za nim latać przez pół lasu.
-To ja może go spłoszę w twoją stronę?-zapytała wadera.
Wszystko było mokre,przed chwilą przestało padać ,więc jedna błyskawica nic nie podpali.
-Nie trzeba-powiedziałem i przywołałem błyskawice,która uderzyła kawałek
za jeleniem.Spłoszone zwierze pobiegło prosto w naszą stronę.
Razem rzuciliśmy się na niego gdy był wystarczająco blisko i powaliliśmy
na ziemię.Wbiłem mu pazury w brzuch i poraziłem prądem. Jeleń przestał
się ruszać a ja uśmiechnąłem się do Rary.
-Smacznego-powiedziała.
-Poczekaj chwi...-powiedziałem ale w połowie zdania wadera ugryzła jelenia w brzuch i od razu odskoczyła od niego.
-Co jest?-zapytała wadera sepleniąc.
-Żałuj,że się teraz nie widzisz -powiedziałem śmiejąc się-ugryzłaś go od razu po porażeniu prądem,to nie było mądre.
-Mogłeś mnie ostrzec,jeszcze nie jadłam "elektrycznego" jelenia-powiedziała,a ja dalej się śmiałem-i przestań się śmiać!.
Zakryłem pysk łapą i powiedziałem-próbowałem ale od razu się na niego rzuciłaś.
-Już mogę?-zapytała wadera,mówiąc już normalnie.
-Raczej tak-odpowiedziałem i ugryzłem jelenia.
Zjedliśmy go razem i ruszyliśmy w stronę jaskini Moon.
-Boli język?-zapytałem.
-Nie ,już nie-odpowiedziała.
-Żałuj że nie widziałaś swojej miny wtedy-powiedziałem śmiejąc się-jak piesek któremu ktoś właśnie zwinął szynkę sprzed nosa.
-Widzę lubisz się nabijać z innych?-zapytała.
-Nie,ja się z ciebie nie nabijam,po prostu lubię się śmiać,ale jeśli to cie denerwuje to przestane-odpowiedziałem.
-Nie,w sumie,pewnie wyglądałam wtedy śmiesznie,a jak teraz zastanowię się nad tym jak brzmiałam,to i mi chce się śmiać-powiedziała i się
zaśmiała.
-Ładny masz śmiech-powiedziałem.
-Dziękuje-powiedziała wadera.
-Jesteśmy-powiedziałem wskazując jaskinie Alfy-poczekam tu na ciebie.
-Nie musisz-odpowiedziała.
-Nie mam nic lepszego do roboty,jakbyś czegoś chciała to mnie zawołaj,postoje przy wejściu.
<Rara?>
Kire proszę pamiętaj o "ę" i rób odstępy po przecinkach i kropkach. Ah no i jak kończysz zdanie które wypowiada wilk to kończ je kropką, a potem myślnikiem np.
- Ładny masz śmiech. - powiedziałem.
- Dziękuję. - powiedziała wadera.
Odstęp po myślnikach wygląda estetycznie, ale nie jest konieczny, podaruję.
(Nie, nie poprawiam interpunkcji, bo mi się nie chce i nie jest to moje zadanie.)
poniedziałek, 29 lutego 2016
niedziela, 28 lutego 2016
Od Rary Do Kire
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?
Stałam z ojcem na obsypanym śniegiem wzniesieniu. Kilka godzin temu opuściliśmy nasze dawne schronienie i aktualnie staliśmy na terenach jakiejś watahy. Czułam się trochę jak intruz. W tamtej chwili wolałam wrócić do zabaw ze szczeniakami, wspólnego śpiewania do księżyca, do miejsca zamieszkiwanego przez Pustelników. Byłam jedną z nich i dobrze się tam czułam. Parę dni temu jednak z moim ojcem Ashem opuściliśmy jego dom. Mając przed sobą łąki, lasy i jeziora należące do nieznanej mi watahy chciałam uciec, a zarazem dołączyć. Dwie sprzeczne ze sobą natury odgrywały bitwę w moim ciele. Iść dalej czy zawrócić?
- Oczywiście – odparł ze spokojem, jak to on. – Będę cię odwiedzał.
- W takim razie do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko i wyściskałam ojca. Potem, wbrew podmuchom wiatru i kojociej połówce mnie, zbiegłam do zboczu. Na granicy lasu rozciągającej się tuż pod nim zatrzymałam się i odwróciłam. Ash nadal stał w miejscu, w którym się pożegnaliśmy, śledząc uważnym wzrokiem każdy mój krok. Uśmiechnęłam się jeszcze raz i zagłębiłam między drzewa. Smukłe brzozy, potężne dęby i klony… Westchnęłam cicho. Miałam szczerą nadzieję, że nieprędko spotkam jakiegoś wilka. Jednak niesiony z wiatrem zapach zupełnie temu przeczył. Kilka minut później wyszłam na otwarty teren. Chciałam przez nią przejść cicho i ostrożnie, niezauważalnie, lecz oczywiście musiałam poślizgnąć się na skrytym pod śniegiem lodzie. W efekcie wylądowałam w zaspie głową w dół. Wygrzebałam się spod warstwy zimnego puchu i akurat mój węch wychwycił nieznany mi zapach wilka. Heh, skoro już tu jestem, to dlaczego miałabym go nie odszukać?
- Witaj. My się znamy? – zapytał.
- Nie – odparłam. – Jak się domyślam, w pobliżu jest jakaś wataha. Należysz do niej?
- Tak – powiedział, szczerząc się jeszcze bardziej. – Zaprowadzić cię do Alfy?
- Jeśli nie sprawi ci to kłopotu. Jestem Rara.
- Wra-co? – zapytał zdziwiony basior. No tak. Ja i te problemy z moim imieniem.
- Rara – powtórzyłam. – To trochę tak, jakbyś ryczał. Ewentualnie mów mi Lora.
- W porządku. Ja nazywam się Kire.
<Kire?>
Stałam z ojcem na obsypanym śniegiem wzniesieniu. Kilka godzin temu opuściliśmy nasze dawne schronienie i aktualnie staliśmy na terenach jakiejś watahy. Czułam się trochę jak intruz. W tamtej chwili wolałam wrócić do zabaw ze szczeniakami, wspólnego śpiewania do księżyca, do miejsca zamieszkiwanego przez Pustelników. Byłam jedną z nich i dobrze się tam czułam. Parę dni temu jednak z moim ojcem Ashem opuściliśmy jego dom. Mając przed sobą łąki, lasy i jeziora należące do nieznanej mi watahy chciałam uciec, a zarazem dołączyć. Dwie sprzeczne ze sobą natury odgrywały bitwę w moim ciele. Iść dalej czy zawrócić?
- Oczywiście – odparł ze spokojem, jak to on. – Będę cię odwiedzał.
- W takim razie do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko i wyściskałam ojca. Potem, wbrew podmuchom wiatru i kojociej połówce mnie, zbiegłam do zboczu. Na granicy lasu rozciągającej się tuż pod nim zatrzymałam się i odwróciłam. Ash nadal stał w miejscu, w którym się pożegnaliśmy, śledząc uważnym wzrokiem każdy mój krok. Uśmiechnęłam się jeszcze raz i zagłębiłam między drzewa. Smukłe brzozy, potężne dęby i klony… Westchnęłam cicho. Miałam szczerą nadzieję, że nieprędko spotkam jakiegoś wilka. Jednak niesiony z wiatrem zapach zupełnie temu przeczył. Kilka minut później wyszłam na otwarty teren. Chciałam przez nią przejść cicho i ostrożnie, niezauważalnie, lecz oczywiście musiałam poślizgnąć się na skrytym pod śniegiem lodzie. W efekcie wylądowałam w zaspie głową w dół. Wygrzebałam się spod warstwy zimnego puchu i akurat mój węch wychwycił nieznany mi zapach wilka. Heh, skoro już tu jestem, to dlaczego miałabym go nie odszukać?
***
Po około pół godzinie trafiłam w mniej odludne miejsce. Cały czas
podążałam za nasilającym się z każdą chwilą zapachem, jednak nadal
pozostając w ukryciu. W końcu stanęłam przez jedną z widzianych w
okolicy jaskiń. Zajrzałam do środka. Od razu podszedł do mnie jakiś
basior. Miał błękitne futro i pogodny uśmiech na pysku. - Witaj. My się znamy? – zapytał.
- Nie – odparłam. – Jak się domyślam, w pobliżu jest jakaś wataha. Należysz do niej?
- Tak – powiedział, szczerząc się jeszcze bardziej. – Zaprowadzić cię do Alfy?
- Jeśli nie sprawi ci to kłopotu. Jestem Rara.
- Wra-co? – zapytał zdziwiony basior. No tak. Ja i te problemy z moim imieniem.
- Rara – powtórzyłam. – To trochę tak, jakbyś ryczał. Ewentualnie mów mi Lora.
- W porządku. Ja nazywam się Kire.
<Kire?>
piątek, 26 lutego 2016
Od Heroiki CD Poisona
Z przerażeniem patrzyłam na przewracające się drzewo i Poisona
znikającego pod lawiną gałęzi. Widząc, że upada, nie zastanawiałam się
ani chwili dłużej. W trakcie dość ryzykownego skoku utworzyłam
psychobarierę w kształcie połowy kuli, która otoczyła mnie i zielonego
basiora. Potężny pień dębu w pierwszym uderzeniu wgniótł ochronne pole
nieco głębiej w ziemię, jednak po chwili zsunął się i opadł na pełne
gałęzi podłoże. Wciąż pod osłoną psychobariery odciągnęłam
nieprzytomnego Poisona w dość bezpieczne miejsce. Nie miałam pojęcia,
jak należy się zachować, kiedy wilk mdleje, więc po prostu wzięłam do
łap trochę śniegu i rzuciłam nim w twarz basiorowi. Zakaszlał i otworzył
oczy.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
- Nic godnego uwagi - odparłam. - Czyli musimy odnaleźć ciało Scarlet, tak?
- Co? Ach, tak. Mówiłaś, że nie ma grobu, więc może dlatego widzieliśmy jej ducha.
- W takim razie nie traćmy czasu. Podobno zginęła, spadając z urwiska. Proponuję, abyśmy zaczęli poszukiwania od takich miejsc.
- A więc prowadź - odparł Poison i ruszyliśmy w drogę. Wpierw postanowiliśmy odwiedzić tereny, na których rozegrała się bitwa z Basiorem Cienia. Było to około pół godziny marszu od miejsca, w którym spotkaliśmy Scarlet. Deszcz padał przez cały czas, toteż wkrótce przemokły nam futra. Ociekający wodą wyszliśmy po kilkunastu minutach z lasu, a naszym oczom ukazała się ogromna łąka zasypana śniegiem, poprzecinana gdzieniegdzie strumieniami i kępami drzew. Przed oczami stanęły mi fragmenty bitwy - walka z tygrysem, osaczenie przez smoka i żyrafę, spotkanie z olbrzymim ślimakiem i ratowanie saren... A także rozmowa ze Scarlet i potyczka z wilkiem posiadającym miecz. To dzięki niemu pod okiem mam dość widoczną bliznę... Wracając do poszukiwań - poprowadziłam Poisona w stronę jednej z kilku występującej w tej okolicy skarp bądź urwisk. Kiedy stanęliśmy na szczycie, pochyliliśmy głowy i spojrzeliśmy w dół.
<Poison? Wybacz, że tak długo>
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
- Nic godnego uwagi - odparłam. - Czyli musimy odnaleźć ciało Scarlet, tak?
- Co? Ach, tak. Mówiłaś, że nie ma grobu, więc może dlatego widzieliśmy jej ducha.
- W takim razie nie traćmy czasu. Podobno zginęła, spadając z urwiska. Proponuję, abyśmy zaczęli poszukiwania od takich miejsc.
- A więc prowadź - odparł Poison i ruszyliśmy w drogę. Wpierw postanowiliśmy odwiedzić tereny, na których rozegrała się bitwa z Basiorem Cienia. Było to około pół godziny marszu od miejsca, w którym spotkaliśmy Scarlet. Deszcz padał przez cały czas, toteż wkrótce przemokły nam futra. Ociekający wodą wyszliśmy po kilkunastu minutach z lasu, a naszym oczom ukazała się ogromna łąka zasypana śniegiem, poprzecinana gdzieniegdzie strumieniami i kępami drzew. Przed oczami stanęły mi fragmenty bitwy - walka z tygrysem, osaczenie przez smoka i żyrafę, spotkanie z olbrzymim ślimakiem i ratowanie saren... A także rozmowa ze Scarlet i potyczka z wilkiem posiadającym miecz. To dzięki niemu pod okiem mam dość widoczną bliznę... Wracając do poszukiwań - poprowadziłam Poisona w stronę jednej z kilku występującej w tej okolicy skarp bądź urwisk. Kiedy stanęliśmy na szczycie, pochyliliśmy głowy i spojrzeliśmy w dół.
<Poison? Wybacz, że tak długo>
Od Kire
Wędrowałem sobie spokojnie lasem patrząc na wschód słońca i szukałem
jakiegoś wilka należącego do watahy zajmującej te tereny.Wyszedłem poza
ścianędrzew i usiadłem na ziemi ,żeby przez chwile poobserwować wschód
słońca,o tej porze i tak pewnie większość wilków jeszcze spało.Patrzałem
w stronę słońca i zastanawiałem się kiedy Yuuki mnie znajdzie.W pewnym
momencie usłyszałem łamiącą się za mną gałąź,spokojnie sie odwróciłem i
zauważyłem jakąś wadere.
-O cześć-przywitałem się uśmiechnięty-długo już mnie tak obserwujesz?.
-Właśnie podeszłam,co ty tu tak właściwie robisz?-zapytała.
-Siedze i obserwuje wschód słońca-powiedziałem,po czym poklepałem miejsce obok mnie-chodź usiądź sobie.
-Nie dziękuje,postoje-usłyszałem odpowiedź.
-Jak wolisz-odpowiedziałem-a właśnie,należysz do watahy krwawego szafiru?.
-Tak,a co?-zapytała.
No i nie musiałem nawet nikogo szukać,sam mnie znalazł.A raczej sama.
-Jest może szansa żeby do was dołączyć?-zapytałem.
-Raczej tak-odpowiedziała.
-Nie daj się prosić i usiądź obok mnie-odpowiedziałem .
Wadera przewróciła oczami i usiadła obok mnie.
-Nie uważasz ,że wschód słońca jest piękny?-zapytałem zadowolony.
-Może być-powiedziała i ziewnęła.
-Niewyspana?-zapytałem.
-Troszkę,jest przecież dopiero wschód słońca-odpowiedziała-a co ty tu tak w ogóle robisz?.
-Szwędam się od pewnego czasu po lasach,dolinach,plażach,pustyniach,można powiedzieć że zwiedziłem już dużo miejsc.
-Ale po co?,nie miałeś watahy?.
-Miałem ale odeszłem-odpowiedziałem.
-Czemu?-zapytała.
-Nie bardzo chce o tym rozmawiać,powiem w skrócie,szukam siostry-powiedziałem szybko.
-Dobraaa-odpowiedziała wadera-a mogę wiedzieć jak masz na imie?.
Podałem jej łapę i powiedziałem-Jestem Kire.
Kiedy wadera dotknęła mojej łapy prąd leciutko ją potrzepał a ona zabrała odruchowo łapę.
Spojrzała na mnie zdenerwowana.
-Przepraszam,ale cóż jest lepsze na pobudkę niż lekki szok?-zapytałem cicho się śmiejąc.
Wadera także cicho się zaśmiała-No tak,troszke drastyczna pobudka,ale za to skuteczna.
-No widzisz,od razu ci weselej.
Znowu podałem jej łapę-tym razem naprawdę-powiedziałem.
Wadera spojrzała na mnie i podała mi łapę
<Jakaś wadera?>
-O cześć-przywitałem się uśmiechnięty-długo już mnie tak obserwujesz?.
-Właśnie podeszłam,co ty tu tak właściwie robisz?-zapytała.
-Siedze i obserwuje wschód słońca-powiedziałem,po czym poklepałem miejsce obok mnie-chodź usiądź sobie.
-Nie dziękuje,postoje-usłyszałem odpowiedź.
-Jak wolisz-odpowiedziałem-a właśnie,należysz do watahy krwawego szafiru?.
-Tak,a co?-zapytała.
No i nie musiałem nawet nikogo szukać,sam mnie znalazł.A raczej sama.
-Jest może szansa żeby do was dołączyć?-zapytałem.
-Raczej tak-odpowiedziała.
-Nie daj się prosić i usiądź obok mnie-odpowiedziałem .
Wadera przewróciła oczami i usiadła obok mnie.
-Nie uważasz ,że wschód słońca jest piękny?-zapytałem zadowolony.
-Może być-powiedziała i ziewnęła.
-Niewyspana?-zapytałem.
-Troszkę,jest przecież dopiero wschód słońca-odpowiedziała-a co ty tu tak w ogóle robisz?.
-Szwędam się od pewnego czasu po lasach,dolinach,plażach,pustyniach,można powiedzieć że zwiedziłem już dużo miejsc.
-Ale po co?,nie miałeś watahy?.
-Miałem ale odeszłem-odpowiedziałem.
-Czemu?-zapytała.
-Nie bardzo chce o tym rozmawiać,powiem w skrócie,szukam siostry-powiedziałem szybko.
-Dobraaa-odpowiedziała wadera-a mogę wiedzieć jak masz na imie?.
Podałem jej łapę i powiedziałem-Jestem Kire.
Kiedy wadera dotknęła mojej łapy prąd leciutko ją potrzepał a ona zabrała odruchowo łapę.
Spojrzała na mnie zdenerwowana.
-Przepraszam,ale cóż jest lepsze na pobudkę niż lekki szok?-zapytałem cicho się śmiejąc.
Wadera także cicho się zaśmiała-No tak,troszke drastyczna pobudka,ale za to skuteczna.
-No widzisz,od razu ci weselej.
Znowu podałem jej łapę-tym razem naprawdę-powiedziałem.
Wadera spojrzała na mnie i podała mi łapę
<Jakaś wadera?>
czwartek, 25 lutego 2016
Kire
Imie:Kire
Płeć:Basior
Wiek:2,5 roku
Hierarchia:Basior Omega
Stanowisko:Wojownik i jeśli można dwa to Szpieg
Rasa:Wilk elektryczności
Charakter:Wesoły ,przyjacielski i miły basior,bardzo lubi przebywać w centrum uwagi,nie ma żadnego problemu z nawiązywaniem nowych znajomości,uważa ,że w każdym stworzeniu kryje się chociaż ziarenko dobra,wie ,że nie każdy jest taki jak on,lecz stara sie jak najbardziej rozprzestrzeniać swój pozytywizm,cieszy go każdy pojedyńczy uśmiech na mordce wilka,szanuje wszystkie stworzenia,nie zależnie od gatunku ,rasy czy wyglądu,rzadko spędza dużo czasu na przemyślaniu czegokolwiek,woli działać spontanicznie.
Jedyne czego nie lubi,to rozmowa o jego przeszłości.
Moce-Potrafi przyjąć postać błyskawicy,poruszając się bardzo szybko, i przenikając przez wszelakie przeszkody.
Potrafi wyczuwać nadchodzące burze ,a w ostateczności może je przyzywać i kontrolować,lecz jest to równoznaczne z ,często poważnymi,ranami u wilka.
Może przyzywać pojedyńcze błyskawice.
Jego ciało jest odporne na wyładowania elektryczne i może je samo tworzyć,"płyną" one przez wybrane części jego ciała,od czubka pazura u tylniej łapy,to czubków uszu.
Zainteresowania:Uwielbia się bawić,imprezować,po prostu szaleć ile się da.Jak to wilk elektryczności uwielbia spacery podczas burzy,ale ze względu na to że dla większości wilków mogą one skończyć się tragicznie,zazwyczaj spaceruje samotnie.
Historia:Kire żył w watasze w której wszystkie wilki,oprócz go i jego starszej siostry-Yuuki,były bardzo poważne,co bardzo przeszkadzało rodzeństwu ze względu na ich odmienny charakter.Właśnie dlatego,mogli bawić się tylko ze sobą,co sprawiło ,że między wilkami powstała więź,jak myśleli,której nikt i nic nie mogło zerwać.
Kiedy basior świętował swoje pierwsze urodziny(oczywiście prawie cały dzień z siostrą),wylał przez przypadek bardzo ważny dla ich szamana eliksir.
Kiedy się o tym dowiedział,od razu powiedział o tym Alfie.Yuuki wmówiła wszystkim ,że to ona go wylała i tym samym skazała się na wygnanie.
Niestety nikt poza rodzeństwem nie uważał ,że kara jest zbyt surowa.Siostra opuściła watahę jeszcze w dzień jego urodzin i obiecała ,że jeszcze sie spotkają.W ten dzień basior znienawidził swoją rodzinę i cała watahę,ale za prośbą Yuuki nadal pozostał pozytywnie nastawiony do życia.
Równy rok potem opuścił watahę.Przez niecałe pół roku wędrował po lasach i dolinach szukając Yuuki,lecz w końcu zdecydował ,że pozwoli starszej siostrze znaleść go,gdyż w taki sposób równie dobrze mogą robić kółko szukając siebie nawzajem.
Parę tygodni później znalazł się na terenie Watahy Krwawego Szafiru i zdecydował się do niej dołączyć.
Jaskinia:http://kpokemon.bblog.pl/i/blog/users/47227/files/Image/jaskinia.jpg
Medalion:http://g01.a.alicdn.com/kf/HTB1K7e9JpXXXXaKXVXXq6xXFXXXu/J-R-Store-Final-Fantasy-wolf-Logo-Rings-for-Women-Rings-Angel-Wings-rotatable-Stainless-ring.jpg Jego jedyna pamiątka po siostrze
Rodzina:Ojciec Vex i Matka Miro zostali w jego starej watasze,starsza siostra Yuuki została z niej wygnana w dzień jego pierwszych urodzin i więcej jej nie widział.
Partnerdefault smiley :szuka kogoś komu nie będzie przeszkadzała jego chęć do wiecznej zabawy.
Potomstwo:Brak.
Pieniądze:200 WZ
Ekwipunek:Brak
Właściciel:Averian-Howrse ew.matotos85@gmail.com
Towarzysz:Brak
środa, 24 lutego 2016
Od Ravena
Właśnie delektowałem się upolowanym przeze mnie jeleniem, jednak jakiś
chamski wilk wyszedł z krzaków i zakłócił mi spokój. Gdy się bliżej
przyjrzałem owej chamskiej istocie, stwierdziłem iż to była wadera.
Samica wbiła we mnie wzrok.
- Czego? - warknąłem.
- To był mój jeleń. - oznajmiła wadera.
- Pfff! Najwidoczniej jest mój, skoro poluje lepiej od ciebie i to ja go teraz jem. - zaśmiałem się.
- Obawiam się kolego, że z łatwością pobiłabym cię w czymkolwiek zechcesz. - zaśmiała się chamsko.
- Mylisz się, moja droga. - uśmiechnąłem się pod nosem. Ta już miała rzucić coś złośliwego w odpowiedzi, jednak nagle coś jej się przypomniało. Albo zmieniła zdanie i pomyślała, że jestem lepszy.
- Należysz do watahy krwawego szafiru? - spytała podejrzliwie.
- Phi! Jestem wolny, nie potrzebuje jakiegoś więzienia. - warknąłem. Wadera przewróciła oczami.
- Wataha to nie jest więzienie, tylko zgromadzenie wilków, żeby te pomagały sobie nawzajem i nie cierpiały na nudę i samotność. - wytłumaczyła wadera. Zastanowiłem się nad tymi słowami.
- Aha? - mruknąłem podejrzliwie. Napewno określenie "wataha" to jakieś inne słowo znaczące uwięzienie. Chociaż... W każdej chwili można uciec, co nie?
- Jak chcesz, możesz dołączyć. - wzruszyła ramionami wadera. - A jeśli nie, to w tej chwili wypad z naszych terenów. - powiedziała ostrzegawczym tonem.
- Dołącze. - jęknąłem. Nie wiem czy to byłą dobra decyzja, ale jak coś to zwieje.
<Jakaś wadera?>
- Czego? - warknąłem.
- To był mój jeleń. - oznajmiła wadera.
- Pfff! Najwidoczniej jest mój, skoro poluje lepiej od ciebie i to ja go teraz jem. - zaśmiałem się.
- Obawiam się kolego, że z łatwością pobiłabym cię w czymkolwiek zechcesz. - zaśmiała się chamsko.
- Mylisz się, moja droga. - uśmiechnąłem się pod nosem. Ta już miała rzucić coś złośliwego w odpowiedzi, jednak nagle coś jej się przypomniało. Albo zmieniła zdanie i pomyślała, że jestem lepszy.
- Należysz do watahy krwawego szafiru? - spytała podejrzliwie.
- Phi! Jestem wolny, nie potrzebuje jakiegoś więzienia. - warknąłem. Wadera przewróciła oczami.
- Wataha to nie jest więzienie, tylko zgromadzenie wilków, żeby te pomagały sobie nawzajem i nie cierpiały na nudę i samotność. - wytłumaczyła wadera. Zastanowiłem się nad tymi słowami.
- Aha? - mruknąłem podejrzliwie. Napewno określenie "wataha" to jakieś inne słowo znaczące uwięzienie. Chociaż... W każdej chwili można uciec, co nie?
- Jak chcesz, możesz dołączyć. - wzruszyła ramionami wadera. - A jeśli nie, to w tej chwili wypad z naszych terenów. - powiedziała ostrzegawczym tonem.
- Dołącze. - jęknąłem. Nie wiem czy to byłą dobra decyzja, ale jak coś to zwieje.
<Jakaś wadera?>
wtorek, 23 lutego 2016
Rara
Imię: Rara
Pseudonim: Wbrew pozorom ciężko wymówić jej imię, toteż często nazywają ją Laura, Klara lub Lora.
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata i 6 miesięcy
Charakter: Rara to na ogół cicha, skryta i tajemnicza wadera, która czuje się nieco obco w świecie normalnych wilków. Dniami chowa się w cieniu, nie zamierzając nikomu wchodzić w drogę. Można uważać ją za nietowarzyską po tych pierwszych zdaniach, co? Jeśli ktoś tak myśli, grubo się myli. Wręcz przeciwnie, Rara wręcz lgnie do innych, po prostu czuje się nieco onieśmielona. Jest w końcu inna… Spróbuj ją zagadać, bliżej poznać – pewnie ukaże się z dobrej strony. Spróbuj ją wyśmiać, zaatakować, dokuczać – już nie będzie tak miło. Kiedy czuje się swobodniej w towarzystwie danego wilka, chętnie śmieje się i żartuje, jest sympatyczna, zawsze służy pomocną łapą. Wobec przyjaciół i watahy/grupy jest lojalna i nie zawaha się oddać za nich życia. Zawsze chroni słabszych i wyśmiewanych („nie każde złoto jasno się błyszczy”). Zaatakowana będzie się bronić do zwycięstwa lub klęski, bezlitosna, choć postara się nie zabić. Wyśmiana odpłaci się przy najbliższej okazji. Warto dodać, iż będzie za wszelką cenę próbować dostać się głębiej do serca wilka z pozoru chłodnego („korzeni w głębi lód nie skuje”). Podsumowując: mściwa – niekiedy, czemu nie? Odważna – jak najbardziej. Inteligentna – oczywiście. Taka właśnie jest Rara.
Hierarchia: Wadera Omega
Stanowisko: Nauczyciel zoologii
Rasa: Wilk Pradawnej (Niezależnej) Pieśni - podlegający selekcji odłam rasy Wilków Muzyki; oprócz tego Rara jest w połowie kojotem.
Moce:
- Syreni Śpiew – Rara nie bardzo lubi używać tej mocy. Kiedy jakiś wilk ją usłyszy, znajdzie się pod jej kontrolą, dopóki nie padną na niego promienie księżyca.
- Powrót do przeszłości – Gdy Rara śpiewa, wokół niej można zobaczyć obrazy z minionych lat. Czasami ukazywane wydarzenia sięgają kilka dni wstecz, nierzadko jednak pokazują sceny sprzed tysięcy lat.
- Magia Pustelników – Rara jako jedyna z miotu została obdarzona tą umiejętnością. Wypowiadając specjalne słowa włada światłem, cieniem, rozwojem roślin i wieloma innymi rzeczami…
Jaskinia: Nie posiada. Zbudowała sobie mieszkanie na pewnym drzewie.
Medalion: Klik
Zainteresowania: Jej rodzinna wataha widziałaby ją cały czas przed mikrofonem… Ale wadera woli od niego uciekać, oglądając gwiazdy, polując, śpiewając to, co ona chce, rysując i malując... Ogólnie Rara nie ma kilku wybranych i określonych pasji, jest pewna tylko jednej – jest nią zoologia.
Historia: Biała wadera leży w norze, czeka na przyjście partnera. Dumny basior nie podejrzewa, że miot, który właśnie przyszedł na świat, to nie jego dzieci. Nie wie, że oburzona złym traktowaniem partnerka zdradziła go. Wchodzi do nory z uśmiechem, przygląda się trzem puchatym maluchom. Nagle dostrzega, że jeden z nich jest szary, inny niż rodzeństwo. Spogląda ze złością na matkę szczeniaka. Ta szepcze cicho „proszę, nie”, lecz basior tylko uderza łapą w jej pysk i chwyta za ogon małego odmieńca. Wychodzi z jamy. Nie ma zamiaru utrzymywać przy życiu cudzych dzieci. Podrzuca szczenię w górę, by łapiąc je zadać mordercze ugryzienie, kiedy z krzaków wypada kojot, delikatnie łapiąc malucha do pyska. Zaskoczony basior chce zaatakować, lecz dostaje w głowę patykiem. Przybysz wkłada wilczka do nory, a sam podchodzi do niedoszłego mordercy. Ten wstaje, znacznie przerasta przeciwnika. Kiedy jednak czuje wbijające się w jego ciało ostre zęby, a potem ponowne uderzenie w łeb, daje za wygraną i ucieka. Kojot zagląda do jamy, a matka wilczyca uśmiecha się na jego widok.
Takimi wydarzeniami świat przywitał Lulu, Jojo i Rarę, którym jednak nie dane było poznać swojej matki. Zmarła kilka dni po porodzie. Szczeniaki i ich starsza siostra Sisi trafiły pod opiekę ciotki. Zamierzała ona spróbować uczynić z nich Wilki Niezależnej Pieśni, członków rasy, do której ona i matka wilcząt należały. Jednak zupełnie nie brała pod uwagę Rary, która z wyglądu pod wieloma względami była bardziej kojotem niż Wilkiem Muzyki. Kiedy jednak pewnego dnia ciotka usłyszała, jak odmienna waderka śpiewa i zrozumiała swój błąd. Nigdy jeszcze nie słyszała kogoś o tak pięknym głosie. Rara zaczęła się uczyć i po około roku została mianowana Wilkiem Niezależnej Pieśni.
Jednak przez cały ten czas Sisi, faworyzująca Lulu, usiłowała uprzykrzać życie młodszej siostrze. Strudzona ciągłymi docinkami i chęcią życia czymś więcej niż śpiewem, Rara postanowiła uciec i odszukać swojego ojca. Trafiła do lasu zamieszkiwanego przez Pustelników (ta nazwa ma tu inne znaczenie niż w ludzkim świecie), którzy pomogli jej podczas wędrówki. Tam również spotkała kojota Asha, swego ojca. Rara zabawiła w towarzystwie psowatych kilka miesięcy, a potem udała się w dalszą drogę. Kilka dni później trafiła tu – do Watahy Krwawego Szafiru.
Rodzina: brat Jojo, siostry Lulu i Sisi, ojciec Ash, matka Rosella (nie żyje), ciotka Fiffi, kuzyni i kuzynki
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Heroica
Towarzysz: Dziub-Dziub
Od Anubisa CD Teriyaki
Podniosłem wściekłe spojrzenie na skrzydlatą waderę, której sylwetka majaczyła za ścianą płomieni.
- Tak! - warknąłem, wstając na łapy. Przeklęte demony. Skąd one się tu wzięły? Czyżby moje negatywne emocje mogły je przyciągnąć? Spojrzałem spode łba na waderę. A może to ona? Nie mogłem jednak teraz o tym myśleć, gdyż dostałem nagłego ataku kaszlu. Zgięty w pół, potrzebowałem chwili by dojść do siebie. Gdy tylko atak minął zacząłem rozglądać się dookoła. Musiałem znaleźć jakąś lukę w tym kręgu. Coraz więcej dymu dostawało się do moich płuc, przez co zaczynałem kaszleć. Z zaciśniętym pyskiem wziąłem rozbieg i przeskoczyłem przez płomienie. Jak można było się spodziewać, moje lśniące czarne futro od razu zajęło się ogniem. Na skórze poczułem nieznośny żar, a do nosa dotarł swąd palącej się sierści. Upadłem na trawę i przeturlałem się po chłodnej ziemi, gasząc tym samym płomienie. Zaraz po tym wstałem na łapy i spojrzałem na Teriyaki.
- Nic ci nie jest? - zapytała wadera, a ja prychnąłem.
- Trzeba czegoś więcej by zabić sławnego dowódcę Anubisa! - powiedziałem arogancko, choć skóra paliła mnie od gorącego ognia. Tak na prawdę zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nie zamierzałem wychodzić na słabego szczeniaka przed obcym wilkiem. Czasem trzeba po prostu dać ulecieć skromności i dać ponieść się pysze i arogancji. Oczywiście z umiarem. Polizałem się po nosie i spojrzałem dwukolorowymi oczami na waderę.
- Wiesz może skąd wzięły się tu demony? - zabrzmiało to oskarżycielsko, ale nie zamierzałem zmieniać tonacji głosu. Nie chciałem demonów w mojej watasze. Nie chciałem by moja rodzina była narażona na niebezpieczeństwo. Nie przez tak błahą sprawę. Teriyaki spuściła wzrok, a ja czekałem na jej słowa. W tej chwili obchodziła mnie tylko odpowiedź wadery.
- Las płonie. Zaraz ogień rozniesie się po drzewach! - wilczyca sprytnie wywinęła się od pytań, ale musiałem przyznać jej rację.
- Szlag by to. - warknąłem, oglądając się za siebie.
<Teriyaki?>
- Tak! - warknąłem, wstając na łapy. Przeklęte demony. Skąd one się tu wzięły? Czyżby moje negatywne emocje mogły je przyciągnąć? Spojrzałem spode łba na waderę. A może to ona? Nie mogłem jednak teraz o tym myśleć, gdyż dostałem nagłego ataku kaszlu. Zgięty w pół, potrzebowałem chwili by dojść do siebie. Gdy tylko atak minął zacząłem rozglądać się dookoła. Musiałem znaleźć jakąś lukę w tym kręgu. Coraz więcej dymu dostawało się do moich płuc, przez co zaczynałem kaszleć. Z zaciśniętym pyskiem wziąłem rozbieg i przeskoczyłem przez płomienie. Jak można było się spodziewać, moje lśniące czarne futro od razu zajęło się ogniem. Na skórze poczułem nieznośny żar, a do nosa dotarł swąd palącej się sierści. Upadłem na trawę i przeturlałem się po chłodnej ziemi, gasząc tym samym płomienie. Zaraz po tym wstałem na łapy i spojrzałem na Teriyaki.
- Nic ci nie jest? - zapytała wadera, a ja prychnąłem.
- Trzeba czegoś więcej by zabić sławnego dowódcę Anubisa! - powiedziałem arogancko, choć skóra paliła mnie od gorącego ognia. Tak na prawdę zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nie zamierzałem wychodzić na słabego szczeniaka przed obcym wilkiem. Czasem trzeba po prostu dać ulecieć skromności i dać ponieść się pysze i arogancji. Oczywiście z umiarem. Polizałem się po nosie i spojrzałem dwukolorowymi oczami na waderę.
- Wiesz może skąd wzięły się tu demony? - zabrzmiało to oskarżycielsko, ale nie zamierzałem zmieniać tonacji głosu. Nie chciałem demonów w mojej watasze. Nie chciałem by moja rodzina była narażona na niebezpieczeństwo. Nie przez tak błahą sprawę. Teriyaki spuściła wzrok, a ja czekałem na jej słowa. W tej chwili obchodziła mnie tylko odpowiedź wadery.
- Las płonie. Zaraz ogień rozniesie się po drzewach! - wilczyca sprytnie wywinęła się od pytań, ale musiałem przyznać jej rację.
- Szlag by to. - warknąłem, oglądając się za siebie.
<Teriyaki?>
Od Teriyaki CD Anubisa
- Bo ona umarła z mojej winy. Przez moją głupotę i szczenięcą naiwność. Tak samo jak cała reszta! – słowa Anubisa szumiały w mi głowie.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny- mruknęłam- Widocznie tak musiało być. Nie powinieneś myśleć że to twoja wina.
- Łatwo ci mówić- parskną
- Cała moja wataha umarła na moich oczach. A twoja rodzina nadal żyje.- mówiąc „rodzina” oczywiście miałam na myśli watahę. – Przynajmniej masz gdzie wrócić.- Zamilkłam i czekałam na reakcję basiora. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w groby. Wiedziałam że nie chce gadać. I nie chce żebym była na tych terenach. Widząc, że basior nie ma reakcji, mówiłam jednak dalej- Wiem, że trudno otrząsnąć się z tragedii. Ale zawsze ma się dla kogo żyć.
Oczy basiora wciąż były nieobecne. Westchnęłam, odwróciłam się i potruchtałam w stronę z której przyszłam. I tak nigdzie bym nie została. A niektórzy po prostu nie chcą sobie pomóc.
- Zaczekaj! – wrzasną Anubis gdy byłam już daleko. Zaczęłam biec. Nie uciekałam przed nim. Właśnie wyczułam że Diabolo mnie wzywa, że w okolicy pojawiły się demony. Nie chciałam żeby coś się komuś stało. Podejrzewam że wilki z tej watahy umieją walczyć, ale jednak. Poderwałam się z ziemi i ruszyłam w stronę Diabola. Przez chwilę słyszałam stękanie basiora i jego wołanie, gdy próbował mnie dogonić. Nie, nie zwolnię. Nawet nie zamierzam tu dłużej zostać. Za dużo tu duchów. Ześwirować można. Gdy upewniłam się że już mnie nie dogoni, wylądowałam i zaczęłam biec. Całkowicie zapomniałam o demonie. Diabolo sobie poradzi. A z resztą, mam to gdzieś. Z daleka zobaczyłam skałę, pod którą znajdowała się idealna kryjówka. Przycupnęłam tam i zasnęłam. Obudził mnie swąd dymu. Co jest do jasnej…. ?! Wygramoliłam się spod kamieni i już po paru krokach zobaczyłam dym. Na razie unosił się leciutko, jakby ktoś robił z niego znaki dymne. Ale wiedziałam z doświadczenia że to dopiero początek. Jeśli ogień rozprzestrzeni się po lesie… Potrząsnęłam łbem, próbując odpędzić od siebie te myśl. Znowu zaczęłam biec w stronę źródła dymu. Byłam tak rozpędzona że prawie sama nie stałam się czarnym węgielkiem z wilka. Drzewa stały w płomieniach. Co było dziwne? Tworzyły krąg. A w środku kręgu leżał nieprzytomny, czarny wilk. Od razu go rozpoznałam:
- Anubis! - Zawołałam- Żyjesz?!
<Anubis? Kompletny brak weny xd>
- Nic nie dzieje się bez przyczyny- mruknęłam- Widocznie tak musiało być. Nie powinieneś myśleć że to twoja wina.
- Łatwo ci mówić- parskną
- Cała moja wataha umarła na moich oczach. A twoja rodzina nadal żyje.- mówiąc „rodzina” oczywiście miałam na myśli watahę. – Przynajmniej masz gdzie wrócić.- Zamilkłam i czekałam na reakcję basiora. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w groby. Wiedziałam że nie chce gadać. I nie chce żebym była na tych terenach. Widząc, że basior nie ma reakcji, mówiłam jednak dalej- Wiem, że trudno otrząsnąć się z tragedii. Ale zawsze ma się dla kogo żyć.
Oczy basiora wciąż były nieobecne. Westchnęłam, odwróciłam się i potruchtałam w stronę z której przyszłam. I tak nigdzie bym nie została. A niektórzy po prostu nie chcą sobie pomóc.
- Zaczekaj! – wrzasną Anubis gdy byłam już daleko. Zaczęłam biec. Nie uciekałam przed nim. Właśnie wyczułam że Diabolo mnie wzywa, że w okolicy pojawiły się demony. Nie chciałam żeby coś się komuś stało. Podejrzewam że wilki z tej watahy umieją walczyć, ale jednak. Poderwałam się z ziemi i ruszyłam w stronę Diabola. Przez chwilę słyszałam stękanie basiora i jego wołanie, gdy próbował mnie dogonić. Nie, nie zwolnię. Nawet nie zamierzam tu dłużej zostać. Za dużo tu duchów. Ześwirować można. Gdy upewniłam się że już mnie nie dogoni, wylądowałam i zaczęłam biec. Całkowicie zapomniałam o demonie. Diabolo sobie poradzi. A z resztą, mam to gdzieś. Z daleka zobaczyłam skałę, pod którą znajdowała się idealna kryjówka. Przycupnęłam tam i zasnęłam. Obudził mnie swąd dymu. Co jest do jasnej…. ?! Wygramoliłam się spod kamieni i już po paru krokach zobaczyłam dym. Na razie unosił się leciutko, jakby ktoś robił z niego znaki dymne. Ale wiedziałam z doświadczenia że to dopiero początek. Jeśli ogień rozprzestrzeni się po lesie… Potrząsnęłam łbem, próbując odpędzić od siebie te myśl. Znowu zaczęłam biec w stronę źródła dymu. Byłam tak rozpędzona że prawie sama nie stałam się czarnym węgielkiem z wilka. Drzewa stały w płomieniach. Co było dziwne? Tworzyły krąg. A w środku kręgu leżał nieprzytomny, czarny wilk. Od razu go rozpoznałam:
- Anubis! - Zawołałam- Żyjesz?!
<Anubis? Kompletny brak weny xd>
Raven
Imię: Raven
Pseudonim: Nikt jeszcze nie wymyślił.
Płeć: Basior
Wiek: 5 lat
Charakter: Z początku napotkasz chłodnego i wrednego basiora. Jest podstępny, i zwykle nie gra uczciwie. Tak naprawdę to tylko mur. Mur, za którym chowa wszystkie uczucia. Sądzi, że nie istnieje coś takiego jak przyjaźń czy miłość. Ma niską samoocenę, i często obwinia samego siebie. Jednak nigdy nie mówi tego co myśli. Nie lubi przegrywać, i jest bardzo uparty. Łatwo będzie mu grać na twoim uczuciach. Cieszy się z czyjegoś nieszczęścia, lubi zabijać. Niektórzy sądzą, że on wogóle nie czuje. Iż posiada serce z kamienia. Ale... Czy to prawda?
Hierarchia: Basior omega
Stanowisko: Szpieg
Rasa: Wilk cienia
Moce: Panuje nad cieniem, potrafi rozmawiać z demonami i duchami. Kiedy zapadł zmrok nie można go zranić, w dodatku w cieniu potrafi stać się niewidzialny.
Jaskinia: Klik
Medalion: Nie posiada takowego.
Zainteresowania: Siedzenie w ciemnych kątach.
Historia: Nie twoja sprawa, nie interesuj się!
Rodzina: Już dawno ich zabił. A jaki ma sens wymienianie zmarłych?
Partner: Aż do pewnej chwili sądził, iż nie potrzebuje, aż spotkał Yǒnggǎn...
Potomstwo: Nigdy!
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Kaktusek - howrse
Inne zdjęcia: -
Towarzysz: ---
sobota, 20 lutego 2016
Od Feathera do Bloodspill
Dziś nie miałem nic ciekawego do roboty więc poszedłem popływać. Znalazłem jakieś znane mi jeziorko, niegdyś pokryte lodem teraz roztopione. Na wskutek roztopienia poziom wody nieco się podniósł. A to oznaczało że brodząc w wodzie szybko straciłem grunt pod łapami. Ale jestem w miarę dobry w pływaniu więc nie zrobiło to na mnie szczególnego znaczenia. Zanurkowałem i odbiłem się od dna. Pływałem jeszcze trochę, ale w końcu mnie to zmęczyło więc wyszedłem z wody. Zrobiłem parę kroków na piasku i zdałem sobie sprawę, że czyjeś żółte ślepia mnie obserwują.
<Bloodspill?>
Wszystkie opka można na razie wysłać do mnie : http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=4246161
<Bloodspill?>
Wszystkie opka można na razie wysłać do mnie : http://www.howrse.pl/joueur/fiche/?id=4246161
piątek, 19 lutego 2016
Od Poisona CD Heroiki
Deszcz padał i z chwili na chwilę zmieniał się w burze.
Przełknąłem ślinę zdenerwowany. Duch rudowłosej wadery o imieniu Scarlet z każdym ,,krokiem" się do nas zbliżał.
- Może byśmy tak zwiali? - rzuciłem do Heroiki.
- To nie rozwiązuje problemu - warknęła brązowa wadera.
Wzruszyłem ramionami. Miałem ochotę roztrzaskać ognistą kulę na pysku tego ducha, który zmierzał w naszym kierunku. W pewnej chwili się zatrzymał. Z ust ciekła mu dziwna maź, ale to nie była krew.
Usta Scarlet otworzyły się, jakby chciała coś powiedzieć, ale słychać było tylko jakieś niezrozumiałe dźwięki.
I nagle mnie olśniło.
- Wiem - szepnąłem tak cicho by tylko Heroika to usłyszała - Musimy znaleźć ciało.
Wadera spojrzała na mnie pytająco.
- Chodzi mi o to, że... - zacząłem, jednak urwałem. Piorun strzelił niedaleko mnie w jakieś drzewo. Silny pozornie pień dębu pękł od siły uderzenia i przewrócił się prosto na mnie. Udało mi się odepchnąć Heroikę, ale zaraz po tym spadł na mnie deszcz liściastych gałęzi.
Nie pamiętam co było dalej. Zemdlałem.
<Hero?>
Przełknąłem ślinę zdenerwowany. Duch rudowłosej wadery o imieniu Scarlet z każdym ,,krokiem" się do nas zbliżał.
- Może byśmy tak zwiali? - rzuciłem do Heroiki.
- To nie rozwiązuje problemu - warknęła brązowa wadera.
Wzruszyłem ramionami. Miałem ochotę roztrzaskać ognistą kulę na pysku tego ducha, który zmierzał w naszym kierunku. W pewnej chwili się zatrzymał. Z ust ciekła mu dziwna maź, ale to nie była krew.
Usta Scarlet otworzyły się, jakby chciała coś powiedzieć, ale słychać było tylko jakieś niezrozumiałe dźwięki.
I nagle mnie olśniło.
- Wiem - szepnąłem tak cicho by tylko Heroika to usłyszała - Musimy znaleźć ciało.
Wadera spojrzała na mnie pytająco.
- Chodzi mi o to, że... - zacząłem, jednak urwałem. Piorun strzelił niedaleko mnie w jakieś drzewo. Silny pozornie pień dębu pękł od siły uderzenia i przewrócił się prosto na mnie. Udało mi się odepchnąć Heroikę, ale zaraz po tym spadł na mnie deszcz liściastych gałęzi.
Nie pamiętam co było dalej. Zemdlałem.
<Hero?>
poniedziałek, 1 lutego 2016
White Hawk
Imię: White Hawk
Pseudonim: White, bądź Hawk.
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Charakter: Pracowita i dokładna. Nigdy nie odkłada pracy na później, wykonuje dane polecenie realizując je przed tym. Nieufna, aczkolwiek można na niej polegać. Rozmowna podczas rozmowy z zaufanym wilkiem, czy też przyjacielem. Stara się być uczciwa, podczas walki jest bezlitosna. Opracowuje strategię, bo "nie liczy się siła, a umiejętność rozpracowania przeciwnika". Takie małe jej powiedzonko... Poznaj ją, chętnie opowie ci o sobie więcej.
Hierarchia: Wadera Omega
Stanowisko: Łowca
Rasa: Wilk Światła
Moce: Ogłuszanie za pomocą światła, kontrolowanie Słońca, przemiana w światło, Light Power (może pojawiać się, oraz znikać, lecz tylko wtedy, kiedy bardzo mocno świeci Słońce, najczęściej latem) Shark Light (może pływać z rekinami, rekiny ją lubią, uważają ją za jednego ze "swoich"... Może też wtedy oddychać pod wodą tak długo, jak chce, dzięki promieniom nawet zachmurzonego Słońca)
Jaskinia: x
Medalion: x
Zainteresowania: W sumie lubi rekiny. Jej pasją jest pływanie z nimi. Oczywiście, też ją lubią, gdyż posiada taką moc.
Historia: Opowiem ją z perspektywy White, okay?
Urodziłam się...Wyglądało to jak smocze gniazdo. Nie wiedziałam, że nim było. Smocza matka spoglądała ze swoich dzieci na mnie. A gdzie była moja mama? Tego nie odkryłam. Nigdy. Smocza mama przynosiła mnie i moim przyszywanym braciszkom mięso, dzięki któremu byliśmy coraz silniejsi. Gniazdo było położone w wysokiej górze, w szczelinie, nie było mowy o opuszczeniu go. Matka, jako jedyna miała skrzydła. Moi braciszkowie urodzili się bez nich, dziwne. Bawiliśmy się razem, razem jedliśmy, to dla mnie rodzina. I...nadal tak jest. Oni żyją. Czasami nawet moja matka znów zabiera mnie do gniazda, gdzie, już bracia w moim wieku, nadal z nią mieszkają. Tam witam się z nimi, zjadamy wspólny posiłek, no i rozmawiamy, o tym, o tamtym. Ale jak tu dotarłam, właśnie? No, kiedy się błąkałam po dolinach, ujrzałam stado wilków. Nie. Nie stado. Watahę. Podbiegłam, spytałam o drogę do Alf, lub zastępcy Alf i zostałam przyjęta.
Rodzina: Liczą się smoki? Jeśli tak, to smocza matka, imieniem Venus, brat Nissan oraz drugi Led.
Partner: Aktualnie brak.
Potomstwo: Aktualnie brak.
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: wilczyca22 - Howrse|szinus2006@gmail.com - e-mail
Inne zdjęcia:
Towarzysz: Szary, pręgowany kot
Od Heroiki CD Poisona
Nic mi się nie układało logicznie. Niby czemu moja niedotycząca sytuacji piosenka miałaby być powodem pojawienia się tej wadery? To przecież nie miało sensu, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Inną drogą, miałam jakieś dziwne przeczucie, że ją znam. Taka jakby kremowa, z rudymi włosami - wszystko to było dobrze widoczne mimo jej zakrwawionego futra... W pewnej chwili coś w moim mózgu odblokowało się i doznałam nagłego olśnienia. Wiedziałam, skąd kojarzę tamtą wilczycę, przecież ja ją spotkałam. To była, co nie do końca mi się podobało, Scarlet. Cofnęłam się o krok, zaniepokojona. Skoro jest tak, jak mówił Poison, co ją sprowadza w to miejsce? Ale przecież ten zielony basior mówił coś jeszcze...
- Poison, myliłeś się. Ona nie ma grobu... Chyba że coś mi się pomyliło.
- Skąd wiesz? - zapytał, nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nami wilczycy.
- Ja ją znałam. To Scarlet - szepnęłam.
- Scarlet? Ta o której wspominałaś? Jesteś pewna?
- Tak, to ona. I...
Moje słowa porwał silny podmuch wiatru, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w tym miejscu. Mimowolnie mój wzrok powędrował w górę. Piękne, błękitne niebo przysłoniły dwie szare chmury, gdzieś niedaleko uderzył piorun. Spojrzałam przerażona na Poisona. Wiedziałam, że stanie się coś złego...
<Poison?>
- Poison, myliłeś się. Ona nie ma grobu... Chyba że coś mi się pomyliło.
- Skąd wiesz? - zapytał, nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nami wilczycy.
- Ja ją znałam. To Scarlet - szepnęłam.
- Scarlet? Ta o której wspominałaś? Jesteś pewna?
- Tak, to ona. I...
Moje słowa porwał silny podmuch wiatru, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w tym miejscu. Mimowolnie mój wzrok powędrował w górę. Piękne, błękitne niebo przysłoniły dwie szare chmury, gdzieś niedaleko uderzył piorun. Spojrzałam przerażona na Poisona. Wiedziałam, że stanie się coś złego...
<Poison?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)