/Disp/
Trwała niezła bójka. Ukradli ( znowu) moją zabawkę! Ale dopiero teraz
coś mi się przypomniało. Imię Teriyaki i niebieska sierść, nie są
przypadkiem. To jest moja siostra! Co niezmienia faktu, że mnie pociąga i
nie żałuję, że zniszczyłem jej życie. W czasie walki radziłem sobie
lepiej niż Lyle. Jednak ludzie się przydają. Widziałem, że Lyle
teleportuje się co chwilę, i odnawia siłę. Co z tego, że oni mają
przewagę liczebną? Westchnąłem. Przez chwilę nieuwagi straciłem
czujność. Czyjeś kły wbiły mi się w kark. Zaklnąłem i zacząłem szarpać
się z tą czerwoną cholerą.
- Co, zostawiłeś swoją ukochaną, Kaharamisie? - Zaśmiałem się. -
Radziłbym to przemyśleć, ale już za późno. Ta zabawka jest nasza.
W tej chwili teleportowałem się przy pomocy Lyle do siostry. Wbiłem
wzrok w jej przerażone oczy. Była sama. I wiedziała, że nie da rady z
nami walczyć. Bała się nas. Już miałem ją walnąć, by spokojnie
teleportować ją z Lyle gdzieś w bardziej ustronne miejsce, ale z krzaków
wyskoczyła brązowa wilczyca. Poznałem ją, dawna znajoma, Heroica.
Zapełniem jej płuca wodą. Zaczęła się dusić.
- Możecie pocałować nas w du.py! Ta zabawka jest tylko nasza!
Lyle wykorzystał okazję i zmaterializowaliśmy nas w miejscu, na które
dałem mu namiary. W Krainie Umarłych. Naszym domie. Tutaj dostęp miały
tylko demony i wybrane osoby. Gdy świat przestał się kręcić,
spostrzegłem że ja i moja przyrodnia siostra stoimy na jakieś arenie.
Jako dwa demony. Ona ledwo trzymała się na łapach, ale stała. Na naszych
szyjach wisiały dwa identyczne naszyjniki.
- Tak myślałem - uśmiechnąłem się do niej. Czerwone oczy. Czarna sierść. Wszystko było takie, jakie u niej zapamiętałem.
/ Lyle/
Przenosiłem wzrok z Dispa, na Teriyaki. Było by trudno ich odróżnić,
gdyby nie to, że wadera była czarna, a mój kolega biały. Złote,
identyczne naszyjniki kołysały się lekko na szyjach. Krwistoczerwone
oczy pożerały się. Potem zacząłem rozglądać się wokół. Arena, a poza nią
duchy, demony i śmierć. I to ma być jego dom? Ph... Dziwne, że nie ma
depresji. Ześwirowałbym tutaj. Chociaż, teraz wiadomo, czemu Disparate
jest taki, a nie inny. Wracając do sytuacji, mierzyli się wzrokiem, aż w
końcu basior rzucił się na osłabioną waderę. Usiadłem sobie i
obserwowałem walkę. To ich sprawa, nie moja. Ja tylko wypatruję okazji,
jakby to ją rżnąć.
/ Disp/
Rzuciłem się na waderę. Dość szybko zrobiła unik i wgryzła w szyję.
Wtedy Lyle ruszył tyłek i skoczył na nią. Wzleciały tumany czarnego
pyłu, gdy uderzyli w ziemię. Ona była pod nim. Chyba mu stanął, więc
domyśliłem się co zamierza. Fakt, trzeba ją wymęczyć. Basior głośno
stęknął, gdy gwałtownie się w niej ruszył. Ech... Przysiadłem i gapiłem
się. Ten Kaharamis znowu ją jako tako ulczył. Ojojoj, skazał ją tylko na
większe cierpienie. Lyle zszedł z wadery, gdy miał w końcu wytrysk. Jak
na razie laleczka leżała w drgawkach. Podszedłem bliżej i poprosiłem
Lyle, by ją przetrzymał. Rozdarłem stare rany. Przeorałem pazurami jej
pysk i powiekę. Z tego drugiego zostanie niezła blizna. Odgoniłem z
powrotem Lyle i położyłem się na niej. Zastanawiałem się co by tu
zrobić. Jeszcze za wcześnie na walkę. Dobra, podroczę się. Albo...
Zmieniłem się w smoka. Pochyliłem się nad nią. Po chwili rozległ się jej
wrzask.
- Co, kotku, rozrywa cię, czy jest tak przyjemnie? - Zaśmiałem się,
brutalnie ruszając się w niej. Po chwili uznałem, że zbyt nią rzuca,
więc wbiłem w jej ciało pazury. Stęknąłem z przyjemności. Jednak trwało
to, niestety, krótko. Po zaspokojeniu się, zmieniłem się w wilka i
stanąłem przed nią.
- Wstawaj, szmato. No chyba, że chcesz zostawić swojego kochanka i zdechnąć...
Zero reakcji. Westchnąłem. - No ej, chcę się jeszcze zabawić. Walcz,
zdechnij, może się poddaj i pozwól robić z siebie dziw.kę, bez
zmuszania...
- Zamknij się - warknęła, podnosząc się.
- No w końcu!
W tym samym momencie rzuciłem się na nią. Przeturlaliśmy się, zawzięcie
gryząc. Miałem przewagę. Ona była padnięta po rżnięciu. Zapędziłem się
trochę, i gdy miałem już, już ją zabić, otworzyła pysk i wyszeptała
- Wygrałeś... Poddaję się... Rób co chcesz... - jej łeb wylądował na ziemi. Czyli już jest moja?
- Dobra. Pierwsze dobrowolne polecenie. Zrób mi loda. - Zaśmiałem się.
- Spadaj.
- Lyle! Użyjesz czaromowy? Wsparcia potrzebuję!
- Spoko. - Podszedł i wydał polecenie. Wilczyca była już jego robotem. Ta. To będzie fajne.
- Klękaj. - Wydusił Lyle, dławiąc się ze śmiechu. Teri wykonała jego
polecenie. Ta czaromowa to fajna rzecz. Podsunąłem się bliżej niej.
Oparłem się o skałę, tak, że stałem okrakiem, a ona była pomiędzy
łapami.
- Zrób mu dobrze. - Wydukał mój przyjaciel, już się dusząc od śmiania. Poczułem ssanie.
- O tak... Widzisz, było trzeba tak od razu, nie ciepiałabyś aż tak,
złotko - zaśmiałem się. Kiedy miałem dojść, obudziłem się jakby z transu
przyjemności. Nasienie wylądowało w jej przełyku.
- Przełknij - wydusił Lyle, który dostał czkawkę. Zeszłem na ziemię.
- Ej, jak długo będzie pod wpływem czaru? Chcę żeby wrzeszczała - zrobiłem smutną minkę.
- Za jakąś godzinę, może pół...
- Chcesz wykorzystać?
- Jeszcze się pytasz?
Lyle podszedł do niej i wsadził swojego 'przyjaciela' w jej pysk. Sytuacja taka sama jak ze mną.
- Ty kur.wo! - zawył nagle. Oho- myślę sobie- czar przestał działać.
- Widzę, że masz jeszcze dużo siły. Wstawaj i szykuj się na śmierć.
- Bez tego mogę zdechnąć.
- Hm?
- Jeśli sama nie padnę, to się zabiję.
- Wstawaj! - Podszedłem do niej i wtedy...
< Teriyaki, Kaharamis? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz