wtorek, 28 czerwca 2016

Od Disparate, Lyle CD Kaharamisa

/Disp/
Trwała niezła bójka. Ukradli ( znowu) moją zabawkę! Ale dopiero teraz coś mi się przypomniało. Imię Teriyaki i niebieska sierść, nie są przypadkiem. To jest moja siostra! Co niezmienia faktu, że mnie pociąga i nie żałuję, że zniszczyłem jej życie. W czasie walki radziłem sobie lepiej niż Lyle. Jednak ludzie się przydają. Widziałem, że Lyle teleportuje się co chwilę, i odnawia siłę. Co z tego, że oni mają przewagę liczebną? Westchnąłem. Przez chwilę nieuwagi straciłem czujność. Czyjeś kły wbiły mi się w kark. Zaklnąłem i zacząłem szarpać się z tą czerwoną cholerą.
- Co, zostawiłeś swoją ukochaną, Kaharamisie? - Zaśmiałem się. - Radziłbym to przemyśleć, ale już za późno. Ta zabawka jest nasza.
W tej chwili teleportowałem się przy pomocy Lyle do siostry. Wbiłem wzrok w jej przerażone oczy. Była sama. I wiedziała, że nie da rady z nami walczyć. Bała się nas. Już miałem ją walnąć, by spokojnie teleportować ją z Lyle gdzieś w bardziej ustronne miejsce, ale z krzaków wyskoczyła brązowa wilczyca. Poznałem ją, dawna znajoma, Heroica. Zapełniem jej płuca wodą. Zaczęła się dusić.
- Możecie pocałować nas w du.py! Ta zabawka jest tylko nasza!
Lyle wykorzystał okazję i zmaterializowaliśmy nas w miejscu, na które dałem mu namiary. W Krainie Umarłych. Naszym domie. Tutaj dostęp miały tylko demony i wybrane osoby. Gdy świat przestał się kręcić, spostrzegłem że ja i moja przyrodnia siostra stoimy na jakieś arenie. Jako dwa demony. Ona ledwo trzymała się na łapach, ale stała. Na naszych szyjach wisiały dwa identyczne naszyjniki.
- Tak myślałem - uśmiechnąłem się do niej. Czerwone oczy. Czarna sierść. Wszystko było takie, jakie u niej zapamiętałem.
/ Lyle/
Przenosiłem wzrok z Dispa, na Teriyaki. Było by trudno ich odróżnić, gdyby nie to, że wadera była czarna, a mój kolega biały. Złote, identyczne naszyjniki kołysały się lekko na szyjach. Krwistoczerwone oczy pożerały się. Potem zacząłem rozglądać się wokół. Arena, a poza nią duchy, demony i śmierć. I to ma być jego dom? Ph... Dziwne, że nie ma depresji. Ześwirowałbym tutaj. Chociaż, teraz wiadomo, czemu Disparate jest taki, a nie inny. Wracając do sytuacji, mierzyli się wzrokiem, aż w końcu basior rzucił się na osłabioną waderę. Usiadłem sobie i obserwowałem walkę. To ich sprawa, nie moja. Ja tylko wypatruję okazji, jakby to ją rżnąć.
/ Disp/
Rzuciłem się na waderę. Dość szybko zrobiła unik i wgryzła w szyję. Wtedy Lyle ruszył tyłek i skoczył na nią. Wzleciały tumany czarnego pyłu, gdy uderzyli w ziemię. Ona była pod nim. Chyba mu stanął, więc domyśliłem się co zamierza. Fakt, trzeba ją wymęczyć. Basior głośno stęknął, gdy gwałtownie się w niej ruszył. Ech... Przysiadłem i gapiłem się. Ten Kaharamis znowu ją jako tako ulczył. Ojojoj, skazał ją tylko na większe cierpienie. Lyle zszedł z wadery, gdy miał w końcu wytrysk. Jak na razie laleczka leżała w drgawkach. Podszedłem bliżej i poprosiłem Lyle, by ją przetrzymał. Rozdarłem stare rany. Przeorałem pazurami jej pysk i powiekę. Z tego drugiego zostanie niezła blizna. Odgoniłem z powrotem Lyle i położyłem się na niej. Zastanawiałem się co by tu zrobić. Jeszcze za wcześnie na walkę. Dobra, podroczę się. Albo... Zmieniłem się w smoka. Pochyliłem się nad nią. Po chwili rozległ się jej wrzask.
- Co, kotku, rozrywa cię, czy jest tak przyjemnie? - Zaśmiałem się, brutalnie ruszając się w niej. Po chwili uznałem, że zbyt nią rzuca, więc wbiłem w jej ciało pazury. Stęknąłem z przyjemności. Jednak trwało to, niestety, krótko. Po zaspokojeniu się, zmieniłem się w wilka i stanąłem przed nią.
- Wstawaj, szmato. No chyba, że chcesz zostawić swojego kochanka i zdechnąć...
Zero reakcji. Westchnąłem. - No ej, chcę się jeszcze zabawić. Walcz, zdechnij, może się poddaj i pozwól robić z siebie dziw.kę, bez zmuszania...
- Zamknij się - warknęła, podnosząc się.
- No w końcu!
W tym samym momencie rzuciłem się na nią. Przeturlaliśmy się, zawzięcie gryząc. Miałem przewagę. Ona była padnięta po rżnięciu. Zapędziłem się trochę, i gdy miałem już, już ją zabić, otworzyła pysk i wyszeptała
- Wygrałeś... Poddaję się... Rób co chcesz... - jej łeb wylądował na ziemi. Czyli już jest moja?
- Dobra. Pierwsze dobrowolne polecenie. Zrób mi loda. - Zaśmiałem się.
- Spadaj.
- Lyle! Użyjesz czaromowy? Wsparcia potrzebuję!
- Spoko. - Podszedł i wydał polecenie. Wilczyca była już jego robotem. Ta. To będzie fajne.
- Klękaj. - Wydusił Lyle, dławiąc się ze śmiechu. Teri wykonała jego polecenie. Ta czaromowa to fajna rzecz. Podsunąłem się bliżej niej. Oparłem się o skałę, tak, że stałem okrakiem, a ona była pomiędzy łapami.
- Zrób mu dobrze. - Wydukał mój przyjaciel, już się dusząc od śmiania. Poczułem ssanie.
- O tak... Widzisz, było trzeba tak od razu, nie ciepiałabyś aż tak, złotko - zaśmiałem się. Kiedy miałem dojść, obudziłem się jakby z transu przyjemności. Nasienie wylądowało w jej przełyku.
- Przełknij - wydusił Lyle, który dostał czkawkę. Zeszłem na ziemię.
- Ej, jak długo będzie pod wpływem czaru? Chcę żeby wrzeszczała - zrobiłem smutną minkę.
- Za jakąś godzinę, może pół...
- Chcesz wykorzystać?
- Jeszcze się pytasz?
Lyle podszedł do niej i wsadził swojego 'przyjaciela' w jej pysk. Sytuacja taka sama jak ze mną.
- Ty kur.wo! - zawył nagle. Oho- myślę sobie- czar przestał działać.
- Widzę, że masz jeszcze dużo siły. Wstawaj i szykuj się na śmierć.
- Bez tego mogę zdechnąć.
- Hm?
- Jeśli sama nie padnę, to się zabiję.
- Wstawaj! - Podszedłem do niej i wtedy...
< Teriyaki, Kaharamis? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz