Biegłem po terenach watahy. Ot tak, przecież już kiedyś wspominałem, że zdarza mi się biegać bez celu. Oczywiście biegłem sprintem - moje rany już prawie się zagoiły, więc uznałem że muszę wrócić do formy, jeśli chcę przeżyć nadchodzącą bitwę. Bo o wojnie było coraz głośniej, teraz stała się głównym tematem plotek. Nic nie było w stanie przerwać potoku nowych domysłów. Miałem nadzieję że wilki nie zaczną nazywać tego basiora "Tym którego imienia nie wolno wymawiać" - strach przed imieniem, pogłębia strach przed osobą która go nosi. Czy właśnie dlatego wilki, które chcę uchodzić za twarde nazywają się Death, Mortem i tak dalej? Próbują zastraszyć innych samym imieniem. Co prawda ja nie byłem bez winy. Anubis, jeden z egipskich bogów śmierci, ale nie sam władca umarłych. A poza tym nazywam się tak od urodzenia ... najpewniej jest to ignorancja moich rodziców, ale to Wyrocznia nadała mi imię. Taki był zwyczaj w mojej poprzedniej "rodzinie", Wyrocznia nadawała wilkom imiona zgodnie z ich przyszłością czy charakterem. Więc ... cóż Anubis z pewnością pasuje. Ale żeby nazwać swoje dziecko Śmierć? To chyba lekka przesada, nawet jak na wilki śmierci czy cienia. Z tymi myślami wybiegłem na niewielką polankę w środku lasu. Od razu zorientowałem się że nigdy tutaj nie byłem. Zatrzymałem się lekko zdziwiony. Przecież nie wybiegłem poza tereny watahy! Rozejrzałem się, ale to w niczym nie pomogło.
- Szukasz czegoś? - prychnął kobiecy głos zza moich pleców. Obróciłem się, gotowy do ataku. Mój wzrok padł na cynamonowo - kremową waderę, leniwie rozłożoną na pniu powalonego drzewa. Od razu poznałem jej nieznośny głos i złośliwy błysk w oku. Sasha. Ostatnim razem, jak się spotkaliśmy omal jej nie zabiłem ... gdyby nie Moon ... popełnił bym największy błąd swojego życia. Spróbowałem się uspokoić i przebiegłem w myślach listę na temat podobnego wypadku. 1. Bezpieczna odległość? Odhaczone, 2. Zjedzony posiłek i pełen brzuch? Odhaczone. 3. Odetchnąć głęboko i trzymać nerwy na wodzy. Odhaczone.
- Nie. - odpowiedziałem na pytanie wadery. Ciekawe czy ona pamięta nasze ostatnie spotkanie? Nie byłem pewien jak łatwo można zapomnieć, że jeden z członków twojej watahy próbował cię zabić. Sasha najwyraźniej o tym zapomniała. Przed oczami stanął mi obraz w którym widziałem jej przerażone oczy, z przed ile to było? Rok temu? Nie pamiętałem dokładnie. Teraz patrzyłem w te same oczy, ale pełne rozbawienia i tej samej arogancji co w tedy. Widać ta wadera nic a nic się nie zmieniła. Czy raczej nic nie zmądrzała.
- Pff ... zgubiłeś się, co? - uśmiechnęła się drwiąco. Nie wiem czy byłą totalną idiotką czy ktoś przez ten rok trzymał ją w zamknięciu i wymazał kawał pamięci.
- Ach, Sasha jak zawsze milutka. W tedy nad rzeką też taka byłaś. - wyszczerzyłem zęby w złośliwym uśmiechu.
- N - nie wiem o czym ty mówisz. - zająknęła się. Pamięta. Uświadomiłem sobie. Widać jej pamięć może i przypomina ser szwajcarski, ale czasami jak odrobinę wysili tę mózgownice to coś tam sobie przypomni.
- A ja myślę że wiesz. Szkoda że ktoś nam przeszkodził, w tedy wspomnienia nie były by ci potrzebne. - powiedziałem.
<Sasha? Tylko tym razem nie zamierzaj się na mnie deską. Raz nie wypaliło to nie wypali i drugi c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz