środa, 12 sierpnia 2015

Od Anubisa CD Moon

Zrobiłem tak jak kazała alfa. Biegałem od jaskini do jaskini i budziłem wszystkich, karząc im się ruszyć i iść do alfy. Jedni byli niezadowoleni, a inni obrzucali mnie masą przekleństw i musiałem wyciągać ich siłą. Nie było to łatwe zadanie, ale po kilku minutach cała wataha zebrała się przed jaskinią Moon. Usiadłem obok Yǒnggǎn, którą niestety też  musiałem obudzić i sprowadzić tutaj. Oczywiście zostawiłem ją na koniec, żeby miała trochę więcej snu i nie musiała siedzieć przez godzinę pod jaskinią alfy.
- Gdzie jest alfa?
- Dlaczego nas tu wezwała?
- Co się dzieje?
- Gdzie Moon?
- To jakiś kiepski kawał?
Wilki były niespokojne, zadawały pytania na które nie mogłem odpowiedzieć. "Gdzie jest alfa?" - nie mam pojęcia, powiedziała że wróci. "Dlaczego nas tu wezwała?" - lepiej żeby to Moon wyjaśniła wam, że zbliża się wojna i trzeba od dziś wystawiać straże. "Co się dzieje?" - ano zebranie narady wojennej. "To jakiś kiepski kawał?" - nie, nie i jeszcze raz nie.
Oczywiście nawet nie kiwnąłem palcem by im to wszystko wyjaśnić. Idioci myślą że są pępkiem świata i zbrodnią jest budzenie ich w środku nocy. Nawet przez głowę nie przejdzie im że ktoś inny też może być zmęczony. Westchnąłem, ale myśli zachowałem dla siebie.
- Co powiedziała Moon? - usłyszałem szept z lewej strony. Odwróciłem się do Yǒnggǎn, która zapytała tak cicho, że tylko ja ją usłyszałem. Widać nie chciała by ktoś jeszcze słyszał naszą rozmowę.
- Nie martw się, alfa też uważa że to nie twoja wina. No i jak sama widzisz zbiera się na wojnę ... wataha będzie walczyć. - odpowiedziałem. Może Moon nie ujęła tego tymi słowami, ale przecież o to jej chodziło. Byłem pewien że wataha będzie walczyć, mimo oporu niektórych. Przez ten czas zgnuśnieliśmy na miejscach, prowadząc słodkie życie. Sielanka jednak się skończyła - trzeba ruszyć spasione tyłki z legowisk w jaskiniach i szykować się do wojny. Wystawiać straże, odnowić ćwiczenia, żeby każdy wilk był w jak najlepszej formie. Yǒn westchnęła i oparła się o mnie. Nadal była zmęczona i stanowczo miała za mało snu. Niestety ona też musiała się tu stawić. Gdzie ta Moon? Pomyślałem i też zacząłem się martwić. Mówiła że musi coś załatwić ... a jeśli to coś niebezpiecznego? Czy raczej: jeśli coś stało jej się po drodze? Poruszyłem się nerwowo.
- Coś się stało? - zapytała wadera opierająca się o mnie. Zmusiłem się do uśmiechu.
- Nie, na pewno nie, po prostu to niepodobne do Moon, żeby się spóźniała. - powiedziałem. Wadera przyjrzała mi się badawczo, ale nie potrafiła stwierdzić czy mówią prawdę. Naprawdę potrafiłem doskonale kłamać, czy mi się to podobało czy nie. Tym razem byłem prawie szczery. Nie podobało mi się, że nie mówią wszystkiego Yǒnggǎn, ale tak będzie dla niej lepiej. Nie powinna się zamartwiać czymś co może okazać się tylko moim wymysłem. Nagle usłyszałem kroki z mojej prawej. Obróciłem głowę i zobaczyłem białą waderę.
- Dlaczego wszyscy tu jesteśmy? - zapytała Desna i usiadła na ziemi. Elektro oczywiście był tuż za nią. Wyglądał jak prywatny ochroniarz. Prychnąłem - nie wierzyłem w miłość. Koniec, kropka, zamknięty temat i nic go nie zmieni.
- Moon wam powie. - odpowiedziałem. Lubiłem Desnę, ale z Elektro poznaliśmy się w dość mało sprzyjających okolicznościach ...
- Moon nie ma. - odpowiedział Elektro, on też za mną nie przepadał. Przewróciłem oczami.
- Zbieramy się na wojnę, a jak myślisz? - powiedziałem. To na chwilę powstrzymało pytania dwójki wilków. Z czego byłem zadowolony. Nie lubię tłumaczyć czegokolwiek, nawet jeśli to ważne. Na szczęście Moon już się pojawiła. Odetchnąłem z ulgą.

<Moon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz