sobota, 15 sierpnia 2015

Od Anubisa Do Sashy

Biegłem po terenach watahy. Ot tak, przecież już kiedyś wspominałem, że zdarza mi się biegać bez celu. Oczywiście biegłem sprintem - moje rany już prawie się zagoiły, więc uznałem że muszę wrócić do formy, jeśli chcę przeżyć nadchodzącą bitwę. Bo o wojnie było coraz głośniej, teraz stała się głównym tematem plotek. Nic nie było w stanie przerwać potoku nowych domysłów. Miałem nadzieję że wilki nie zaczną nazywać tego basiora "Tym którego imienia nie wolno wymawiać" - strach przed imieniem, pogłębia strach przed osobą która go nosi. Czy właśnie dlatego wilki, które chcę uchodzić za twarde nazywają się Death, Mortem i tak dalej? Próbują zastraszyć innych samym imieniem. Co prawda ja nie byłem bez winy. Anubis, jeden z egipskich bogów śmierci, ale nie sam władca umarłych. A poza tym nazywam się tak od urodzenia ... najpewniej jest to ignorancja moich rodziców, ale to Wyrocznia nadała mi imię. Taki był zwyczaj w mojej poprzedniej "rodzinie", Wyrocznia nadawała wilkom imiona zgodnie z ich przyszłością czy charakterem. Więc ... cóż Anubis z pewnością pasuje. Ale żeby nazwać swoje dziecko Śmierć? To chyba lekka przesada, nawet jak na wilki śmierci czy cienia. Z tymi myślami wybiegłem na niewielką polankę w środku lasu. Od razu zorientowałem się że nigdy tutaj nie byłem. Zatrzymałem się lekko zdziwiony. Przecież nie wybiegłem poza tereny watahy! Rozejrzałem się, ale to w niczym nie pomogło.
- Szukasz czegoś? - prychnął kobiecy głos zza moich pleców. Obróciłem się, gotowy do ataku. Mój wzrok padł na cynamonowo - kremową waderę, leniwie rozłożoną na pniu powalonego drzewa. Od razu poznałem jej nieznośny głos i złośliwy błysk w oku. Sasha. Ostatnim razem, jak się spotkaliśmy omal jej nie zabiłem ... gdyby nie Moon ... popełnił bym największy błąd swojego życia. Spróbowałem się uspokoić i przebiegłem w myślach listę na temat podobnego wypadku. 1. Bezpieczna odległość? Odhaczone, 2. Zjedzony posiłek i pełen brzuch? Odhaczone. 3. Odetchnąć głęboko i trzymać nerwy na wodzy. Odhaczone. 
- Nie. - odpowiedziałem na pytanie wadery. Ciekawe czy ona pamięta nasze ostatnie spotkanie? Nie byłem pewien jak łatwo można zapomnieć, że jeden z członków twojej watahy próbował cię zabić. Sasha najwyraźniej o tym zapomniała. Przed oczami stanął mi obraz w którym widziałem jej przerażone oczy, z przed ile to było? Rok temu? Nie pamiętałem dokładnie. Teraz patrzyłem w te same oczy, ale pełne rozbawienia i tej samej arogancji co w tedy. Widać ta wadera nic a nic się nie zmieniła. Czy raczej nic nie zmądrzała.
- Pff ... zgubiłeś się, co? - uśmiechnęła się drwiąco. Nie wiem czy byłą totalną idiotką czy ktoś przez ten rok trzymał ją w zamknięciu i wymazał kawał pamięci.
- Ach, Sasha jak zawsze milutka. W tedy nad rzeką też taka byłaś. - wyszczerzyłem zęby w złośliwym uśmiechu.
- N - nie wiem o czym ty mówisz. - zająknęła się. Pamięta. Uświadomiłem sobie. Widać jej pamięć może i przypomina ser szwajcarski, ale czasami jak odrobinę wysili tę mózgownice to coś tam sobie przypomni.
- A ja myślę że wiesz. Szkoda że ktoś nam przeszkodził, w tedy wspomnienia nie były by ci potrzebne. - powiedziałem.

<Sasha? Tylko tym razem nie zamierzaj się na mnie deską. Raz nie wypaliło to nie wypali i drugi c:>

piątek, 14 sierpnia 2015

Od Anubisa Do Icarus'a

Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. I wcale nie chodzi mi o to że jako dowódca wojowników miałem mnóstwo roboty z wilkami, które rozleniwiły się przez lata sielanki. Teraz gdy zbliżała się wojna, sytuacja powoli wyrywała się z pod kontroli, mi i Moon. Dlatego zainteresował mnie rozkaz alfy. Kazała mi stawić się u niej z samego rana. Nie miałem wątpliwości iż wcale nie zaprasza mnie na herbatkę. Coś się święciło … coś niebezpiecznego. Tak, właśnie dlatego byłem w szampańskim humorze - znów mogłem ryzykować życie na jakiejś misji! Teraz słońce ogrzewało moje ciało, kiedy spacerkiem szłem w kierunku jaskini alfy. Wszystko wydawało się takie szczęśliwe, jakby groźba wojny wcale nad nami nie wisiała - ptaszki śpiewały, słychać było brzęczenie owadów oraz czuć było to piekielne ciepło. Nie miałem wątpliwości, już niedługo temperatura wzrośnie tak bardzo iż trudno będzie wytrzymać nawet w cieniu. Nie przepadałem za upałami, pewnie dlatego że miałem czarne, gęste futro oraz byłem wilkiem cienia. Po prostu super. Dotarłem do jaskini Moon, lekko zapukałem i nie czekając na zezwolenie, wszedłem do środka. Moon czekała na mnie, siedząc w przyjemnie chłodnym środku jaskini. Obrzuciła mnie twardym spojrzeniem.
- Mógł byś przynajmniej poczekać aż powiem "wejść". - powiedziała, choć wiedziałem iż się nie gniewa. Znałem ją a ona mnie, prawie na wylot.
- To po co chciałaś mnie widzieć? Bo myślę że nie po to żeby mnie upominać. - uśmiechnałem się. Wadera pokręciła głową i przeszła do rzeczy.
- Ostatnio po naszych terenach kręci się nowy wilk. Nie wiem czy jest przyjaźnie nastawiony, więc chcę żebyś to sprawdził. - powiedziała.
- Ja? No okey … a jak wygląda? - zapytałem. Chciałem mieć ogólne pojęcie kogo obserwować, lub z nim pogadać niż pytać się napotkanych wilków "Cześć! Ty jesteś ten podejrzany wilk, który kręci się po terenach mojej alfy?", sami widzicie jak to brzmi.
- Jest szaro - kremowy, ma niebieskie oczy. Ostatnio widziano go po zachodniej stronie lasu. - powiedziała Moon, doskonale wiedząc dlaczego pytam. Kiwnąłem głową.
- No to w drogę! - powiedziałem i wesoło ruszyłem do wyjścia. Zatrzymał mnie głos Moon.
- Anubisie … bądź ostrożny, nie chcemy stracić najlepszego wojownika. - uśmiechnąłem się, wiedząc że jej słowa były szczere i nie miały żadnego podtekstu. Wyszłem z jaskini i ruszyłem tam, gdzie spodziewałem się znaleźć nowego.

~*~

Po kilkunastu minutach w końcu dostrzegłem sylwetkę nieznajomego. Wyglądał dokładnie tak jak opisała go alfa. Basior właśnie odpoczywał w cieniu wielkiego drzewa, którego gatunku nie znałem. No cóż … nie interesują mnie gatunki drzew, szczególnie jeśli wziąść pod uwagę moją przeszłość. Ostrożnie podeszłem i skryłem się pod krzakiem, który na szczęście nie miał żadnych kolców. Nie miałem ochoty mieć poszarpanego futra i mnóstwa skaleczeń. Jak ja bym w tedy wyglądał w oczach watahy? Przecież jako dowódca wojowników powinienem dawać przykład, szczególnie w tak niepewnych czasach … Moon i Yǒnggǎn zabiły by mnie. Oczywiście po przyjacielsku, żeby nie było. Zacząłem obserwować wilka, aktualnie nic nie robił. Chyba upał również jemu dawał się we znaki, mimo jasnej sierści. Doszedłem do wniosku, że w ten sposób niczego się nie dowiem. Muszę zagadać i delikatnie go wypytać. Wyszedłem swobodnie spod krzaka, basior spojrzał na mnie czujnie.
- Witaj, jesteś na terenie Watahy Krwawego Szafiru. Mogę wiedzieć jaki jest powód twojej wizyty? - zacząłem oficjalnie, niestety mój głos był luźny co pewnie zepsuło oficjalny styl. Basior spojrzał na mnie. Byłem pewien iż śmiał się w duchu z mojej osoby. W sumie nie dziwiłem mu się. Kto normalny tak mówi?
- Jestem Icarus i nie wiedziałem że są to czyjeś tereny. - odpowiedział.
- Yhm … zaprowadzić cię do alfy? - zapytałem. Ot co. Nie nadawałem się na szpiega, nie umiałem wypytywać wilków, ale jednego byłem pewien. Ten basior mówił prawdę, nie był zagrożeniem, a świeża krew przyda się w watasze. Może po rozmowie z Moon dołączył by do Watahy Krwawego Szafiru?
- No w sumie … niech będzie. - powiedział i wstał z trawy. Machnąłem ogonem dając mu do zrozumienia by szedł za mną. Przeszliśmy kilka metrów gdy basior odezwał się.
- Jak masz na imię? Nie przedstawiłeś się. - powiedział. Widocznie był w nastroju do rozmowy. Nie miałem nic przeciwko.
- Anubis. - odpowiedziałem.

<Icarus?>

Nowy wilk!


Do naszej watahy dołącza nowy Basior. A może powinnam powiedzieć basiory ?
Oto Icarus
Serdecznie cię witamy :D


środa, 12 sierpnia 2015

Od Anubisa CD Moon

Zrobiłem tak jak kazała alfa. Biegałem od jaskini do jaskini i budziłem wszystkich, karząc im się ruszyć i iść do alfy. Jedni byli niezadowoleni, a inni obrzucali mnie masą przekleństw i musiałem wyciągać ich siłą. Nie było to łatwe zadanie, ale po kilku minutach cała wataha zebrała się przed jaskinią Moon. Usiadłem obok Yǒnggǎn, którą niestety też  musiałem obudzić i sprowadzić tutaj. Oczywiście zostawiłem ją na koniec, żeby miała trochę więcej snu i nie musiała siedzieć przez godzinę pod jaskinią alfy.
- Gdzie jest alfa?
- Dlaczego nas tu wezwała?
- Co się dzieje?
- Gdzie Moon?
- To jakiś kiepski kawał?
Wilki były niespokojne, zadawały pytania na które nie mogłem odpowiedzieć. "Gdzie jest alfa?" - nie mam pojęcia, powiedziała że wróci. "Dlaczego nas tu wezwała?" - lepiej żeby to Moon wyjaśniła wam, że zbliża się wojna i trzeba od dziś wystawiać straże. "Co się dzieje?" - ano zebranie narady wojennej. "To jakiś kiepski kawał?" - nie, nie i jeszcze raz nie.
Oczywiście nawet nie kiwnąłem palcem by im to wszystko wyjaśnić. Idioci myślą że są pępkiem świata i zbrodnią jest budzenie ich w środku nocy. Nawet przez głowę nie przejdzie im że ktoś inny też może być zmęczony. Westchnąłem, ale myśli zachowałem dla siebie.
- Co powiedziała Moon? - usłyszałem szept z lewej strony. Odwróciłem się do Yǒnggǎn, która zapytała tak cicho, że tylko ja ją usłyszałem. Widać nie chciała by ktoś jeszcze słyszał naszą rozmowę.
- Nie martw się, alfa też uważa że to nie twoja wina. No i jak sama widzisz zbiera się na wojnę ... wataha będzie walczyć. - odpowiedziałem. Może Moon nie ujęła tego tymi słowami, ale przecież o to jej chodziło. Byłem pewien że wataha będzie walczyć, mimo oporu niektórych. Przez ten czas zgnuśnieliśmy na miejscach, prowadząc słodkie życie. Sielanka jednak się skończyła - trzeba ruszyć spasione tyłki z legowisk w jaskiniach i szykować się do wojny. Wystawiać straże, odnowić ćwiczenia, żeby każdy wilk był w jak najlepszej formie. Yǒn westchnęła i oparła się o mnie. Nadal była zmęczona i stanowczo miała za mało snu. Niestety ona też musiała się tu stawić. Gdzie ta Moon? Pomyślałem i też zacząłem się martwić. Mówiła że musi coś załatwić ... a jeśli to coś niebezpiecznego? Czy raczej: jeśli coś stało jej się po drodze? Poruszyłem się nerwowo.
- Coś się stało? - zapytała wadera opierająca się o mnie. Zmusiłem się do uśmiechu.
- Nie, na pewno nie, po prostu to niepodobne do Moon, żeby się spóźniała. - powiedziałem. Wadera przyjrzała mi się badawczo, ale nie potrafiła stwierdzić czy mówią prawdę. Naprawdę potrafiłem doskonale kłamać, czy mi się to podobało czy nie. Tym razem byłem prawie szczery. Nie podobało mi się, że nie mówią wszystkiego Yǒnggǎn, ale tak będzie dla niej lepiej. Nie powinna się zamartwiać czymś co może okazać się tylko moim wymysłem. Nagle usłyszałem kroki z mojej prawej. Obróciłem głowę i zobaczyłem białą waderę.
- Dlaczego wszyscy tu jesteśmy? - zapytała Desna i usiadła na ziemi. Elektro oczywiście był tuż za nią. Wyglądał jak prywatny ochroniarz. Prychnąłem - nie wierzyłem w miłość. Koniec, kropka, zamknięty temat i nic go nie zmieni.
- Moon wam powie. - odpowiedziałem. Lubiłem Desnę, ale z Elektro poznaliśmy się w dość mało sprzyjających okolicznościach ...
- Moon nie ma. - odpowiedział Elektro, on też za mną nie przepadał. Przewróciłem oczami.
- Zbieramy się na wojnę, a jak myślisz? - powiedziałem. To na chwilę powstrzymało pytania dwójki wilków. Z czego byłem zadowolony. Nie lubię tłumaczyć czegokolwiek, nawet jeśli to ważne. Na szczęście Moon już się pojawiła. Odetchnąłem z ulgą.

<Moon?>

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Moon CD Anubisa

- Ostrzeż wszystkie wilki. Każ im tu przyjść,..... ja muszę coś załatwić.
Powiedziałam i ruszyłam w stronę mrocznych bagien. 
Biegłam do mojej siostry.... Mam nadzieję że nam pomoże...
Rozglądałam się, Po długim biegu zobaczyłam mroczne bagna...  Czułam że ona gdzieś tu jest tylko gdzie? Zaczęłam węszyć...
- Luna? 
Nie lubię tego miejsca... mogę mieć tylko nadzieję, że nam pomoże...
Byłam już daleko od mojej jaskini. 
Rozglądałam się.... gdzie ona może być.... 
Usłyszałam szelest. Odwróciłam się.
- Luna?
Nie ... to nie ona....
Najeżyłam sierść. Co to może być ?
Z zarośli wyszedł jakiś czarny stwór...
Co to .... 
Najeżyło się i na mnie skoczyło... na jego nieszczęście zrobiłam unik. Potwór spadł w bagno... ciągnęło go.
Ja ruszyłam szukać siostry.

<Anubis?>


Eh...

Death i Frihet odchodzą ....
Powód: Brak czasu...

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn Do Moon

Odpoczywaliśmy po szaleńczym biegu na tereny naszej watahy. Mimo zmęczenia, czułem radość. Nareszcie wróciliśmy do domu! Zbliżał się wieczór, wiał lekki wiatr, ale było dość ciepło. Uśmiechnąłem się ni to do siebie ni to do Yǒnggǎn. Wadera również się uśmiechnęła.

~*~

Kiedy odpoczęliśmy, a niebo mocno pociemniało, mimo iż słońce jeszcze nie zaszło, ruszyliśmy do Moon. Miałem nadzieję że będzie w swojej jaskini. Nie miałem ochoty szukać alfy po całym terenie watahy, byłem zmęczony, jedyne czego teraz chciałem to wrócić do swojej jaskini i pójść spać. Odciąć się od świata, odpłynąć do krainy marzeń. Wiedziałem że głupio by to zabrzmiało: zbliża się armia, która może zmyć moją watahę z powierzchni ziemi, a ja chciałem iść spać. Chyba jestem egoistą. Z tak jakże miłymi myślami, razem z Yǒnggǎn dotarliśmy do jaskini alfy.
- Moon? - krzyknąłem do środka, żeby nie wejść bez uprzedzenia. Jakiś szacunek w końcu się należy. Odpowiedziała mi cisza. Zajrzałem do środka. Wnętrze tonęło w mroku, zapadającej nocy, ale z łatwością dało się zauważyć iż jama jest pusta.
- Nie ma jej. - podsumowała Yǒn z cichym westchnieniem. Spojrzałem na nią i poczułem wyrzuty sumienia. Była ranna i zmęczona, widziała wilka który zabił jej rodzinę, a ja ją jeszcze ciągam po nocy w poszukiwaniu alfy, która może być dosłownie wszędzie. Wycofałem się z leża alfy i odwróciłem się do wadery.
- Yǒn idź do swojej jaskini, musisz odpocząć. Ja o wszystkim opowiem Moon. - powiedziałem. Wadera zaczęła zaprzeczać, ale nalegałem.
- Skoro tak bardzo ci na tym zależy ... - widziałem że odrobinę jej ulżyło. Odprowadziłem ją do jej jaskini, żeby mieć pewność iż rzeczywiście poszła spać. Po tym już na dobre zapadła noc. Gdzie też może podziewać się Moon? Zacząłem ją szukać w lesie, ale nie natrafiłem na ślady jej obecności. To znaczy na świeże ślady, przecież starych było pełno. Dalej jeszcze kilka innych miejsc, nigdzie jednak jej nie znalazłem. Czyżby alfa wróciła do jaskini, a ja zwyczajnie rozminąłem się z niż po drodze? Czym prędzej tam pobiegłem, zapominając iż mogę przeskoczyć cieniem. Zdyszany dobiegłem na miejsce, dziś strasznie szybko się męczyłem.
- Moon? Jesteś? - rzuciłem w głąb jaskini.
- O co chodzi? - usłyszałem znajomy głos, na którego dźwięk ulżyło mi. Miałem ochotę spytać gdzie była, ale powstrzymałem się. Czas mnie gonił, każda chwila była cenna.
- Muszę ci o czymś powiedzieć. - weszłem do środka i usiadłem przed waderą.
- O czym? - zapytała zmartwiona, gdy usłyszała powagę w moim głosie oraz gdy zobaczyła ze nie jest ze mną najlepiej. Wciągnąłem powietrze, jakby to ująć?
- Wpakowaliśmy się z Yǒnggǎn w niezłe tarapaty. Spotkaliśmy wilka, czarnego basiora, który potrafi tworzyć potwory posłuszne jego woli. Walczyliśmy z nim, ale jestem pewny że przeżył. To on zabił rodzinę Yǒn, a teraz zapoluje na Watahę Krwawego Szafiru. Kazałem Yǒnggǎn iść spać, kiedy tu wróciliśmy. Jest ranna i zmęczona, nie miej jej tego za złe, że jej tu nie ma. - powiedziałem, najkrócej i najbardziej rzeczowo jak się dało. Moon przetrawiał informacje które usłyszała.
- Moon ... co teraz powinniśmy zrobić? Będziemy walczyć, prawda? - zapytałem, bojąc się reakcji alfy. Byłem prawie pewny, że nie stwierdzi iż moja przyjaciółka jest winna ... ale w końcu nie mogłem być tego w stu procentach pewny.

<Moon? Co powiesz?>

Ps. Już wróciłam! :)

sobota, 1 sierpnia 2015

Od Elektro CD Desny, do Tash'y

Siedziałem tak przywiązany do słupa. Pić mi się chciało... i jeść.
Był już ranek... jakiś mężczyzna z małą dziewczynką szli w moją stronę.
- Tato , Tato! zobacz jaki fajny piesek!- piszczała.
Mężczyzna podszedł do mnie.
- Chyba chce mu się jeść....
Dziewczynka podbiegła do mnie i mnie pogłaskała . Byłem wyczerpany. Wyjęła ze swojego plecaka kanapkę z szynką. Poczułem jak uciska mnie w żołądku....
- Chcesz trochę ? - spytała z uśmiechem.
Spojrzałem tylko na mężczyznę. Ten rozejrzał się.
- Chyba ktoś go porzucił.... - powiedział po chwili kontynuował - Jeśli do jutra nikt go nie weźmie możemy go przygarnąć.
Dziewczynka zaczęła skakać, piszczeć. Przytuliła mnie, zostawiła kanapkę i odeszła ze swoim ojcem.
- Do jutra.-  powiedziała i zniknęła za zakrętem.

*10 min później*

Kanapka nie pachniała najgorzej... . Zjadłem ją i znowu zacząłem zastanawiać się jak uciec....
Próbowałem jeszcze kilka razy zerwać łańcuch ale nie udało się.
Ciekawe co teraz myśli sobie Desna ... pewnie ,że uciekłem... .
Eh... mogłem użyć mocy... cholerny człowiek.... . Jak zwykle... nie doceniłem przeciwnika....

*wieczorem*

Usłyszałem szelest i poczułem znajomy zapach.
Od razu się ożywiłem.
- Tasha ? co ty tu robisz ?
- Ratuje ci skórę ....
- Natychmiast wracaj do domu, powiedz kmuś innemu ...
- Tato....
- Natychmiast!
Młoda wadera spojrzała na mnie.

<Tasha? Co teraz zrobisz ?>