- Hm... Idźmy w stronę, z której przybiegliśmy. – powiedziałem, ale wszystko w okół wyglądał tak samo obco. Deszcz zmył nasz trop i szczerze nie miałem pojęcia którędy do domu.
- Anubis... – zaczęła Yǒn, ale ja też to zauważyłem. Nikły ruch liści przed nami nie wróżył nic dobrego ... Po za tym poczułem że burczy mi w brzuchu i robię się głodny. Super, jakby nasza sytuacja nie była wystarczająco beznadziejna ... Westchnąłem i zacząłem węszyć w powietrzu. Wilgotne powietrze niosło ze sobą woń saren, a nie wilka. Ucieszyła mnie ta wiadomość.
- To tylko sarny, możemy zapolować. - powiedziałem oblizując się po pysku. Przez chwilę moje oczy błysnęły czerwonym blaskiem.
- Dobra. - powiedziała wadera. Zaczęliśmy skradać się w kierunku stada, które było naprawdę blisko. Aż dziwne że sarny zdecydowały się podejść tak blisko kryjówki dwóch wilków. Może deszcz zamaskował nasz zapach? A może to pożar je wypłoszył? Przeszliśmy przez krzaki i zobaczyliśmy stadko saren, pasących się wśród drzew. Nie marnowałem czasu na zasadzki i podchody. Wystrzeliłem przed siebie i już po chwili zaciskałem szczęki na karku ofiary. Reszta stada rozbiegła się na wszystkie strony, ale Yǒnggǎn udało się upolować jedną. Teraz wadera jadła ze smakiem mięso sarny, a ja wypijałem krew mojej ofiary. Potem spróbowałem przełknąć kilka kęsów mięsa, ale nie byłem w stanie. Nigdy tego nie robiłem i jak widać nigdy nie zrobię. Sarna pozbawiona krwi leżała na ziemi. Jakieś drapieżniki na pewno ją zjedzą. Poczekałem aż Yǒnggǎn skończy posiłek, po czym ruszyliśmy z powrotem.
- Wiesz jak dotrzeć do watahy? - zapytałem waderę. Niestety Yǒn pokręciła przecząco głową. Westchnąłem i w tedy do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Czekaj tu, muszę coś sprawdzić. - po czym wskoczyłem w najbliższy cień, mając nadzieję że wadera nie pomyśli iż zostawiam ją na pastwę losu. Kiedy znalazłem się w cieniu, potrafiłem wyczuć wszystkie cienie na całym świecie jako "drzwi" przez które mogłem przejść. Zacząłem szukać tych leżących na terenie watahy. W końcu na nie natrafiłem i mogłem już ocenić kierunek którym musieliśmy podążać. Jaki głupi byłem że nie wpadłem na to wcześniej! Wróciłem do Yǒnggǎn, która odetchnęła z ulgą.
- Ej, przecież bym cię tu samej nie zostawił. - powiedziałem z uśmiechem.
- Co taki szczęśliwy? Wiesz już którędy iść? - zapytała wadera.
- A i owszem. - uśmiechnąłem się. - Tędy. - zniknąłem w krzakach, wiedząc że Yǒnggǎn podąża tuż za mną. Nie będzie to krótka droga, ale miałem pewność że jest właściwa.
<Yǒnggǎn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz