Biegłam między drzewami, kiedy wzory na moim futrze ponownie zaczęły promieniować błękitnym światłem. W pierwszej chwili spięłam się, myśląc, że spostrzeżenie niebieskiej łuny na pniach drzew wiąże się z atakiem nowe przeciwnika. Gdy jednak zdałam sobie sprawę, że to nic wrogiego, przyspieszyłam. Po chwili wbiegłam prosto w środek bitwy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co ze sobą począć. Wśród panując wkoło ciemności rozświetlonych jedynie bladym blaskiem księżyca świat wydawał się obcy i wrogi. Nikłe czarne cienie czarnych postaci walczących wokół potęgowały uczucie grozy. Przez ułamek sekundy chciałam zawrócić, skryć się do bezpiecznego lasu, ale coś sprawiło, że zostałam. W przeszłości nie miałam wiele okazji, by przekonać się, jak jestem lojalna. I to przyczyniło się między innymi do mętliku w głowie. Zrobiłam więc to, co zawsze pomagało mi w takich sytuacjach – potrząsnęłam łbem. Kiedy już wszystko stało się jasne, przez myśl przeszło mi jedno zdanie: „Heroiko, dlaczego wszystko obmyślasz?” No, właśnie, dlaczego? Dłużej jednak nie mogłam zastanawiać się nad odpowiedzią. Mianowicie jakiś spory kot spostrzegł w końcu moje świecące na niebiesko futro i rzucił się do ataku. Przymknęłam oczy. W następnej chwili skoczyłam w jego stronę, przelatując tuż nad jego, jak się okazało, cętkowanym grzbietem. Kocur wyhamował i ponowił atak. Tym razem, na moje nieszczęście, nie chybił. Potężne pazury rozdarły mi bark. Syknęłam z bólu, a w następnej chwili wgryzłam się w łapę zwierza. Rana nie była wielka i też niezbyt krwawiła, a to wszystko przez, co prawda nie tak znowu grubą, warstwę czarnego futra. Sekundę później wyleciałam w powietrze, odepchnięta. Kiedy wylądowałam na twardej ziemi, ponownie obijając już i tak dość obolałe żebra, stało się ze mną coś dziwnego. Wstałam. Coś dobijało się z mojego wnętrza, podpowiadało mi, co robić… Aż nagle zrozumiałam. Jak to się dzieje, że tak słabo walczymy? Dlaczego nie stosujemy się do tradycji naszych przodków, wilków bez mocy, pochodzących z odległej Północy? Dlaczego nie wykorzystujemy ich dającej efekty, wręcz genialnej strategii? Dlaczego poszła ona w niepamięć? To przecież tylko krótka formułka: skok, ugryzienie, odskok. Dlaczego nie walczymy jak prawdziwe wilki, dlaczego nie walczymy, jak nas stworzono, dlaczego nie próbujemy być tacy jak oni? Co z naszych mocy, skoro i tak nie zawsze przydają się na polu bitwy? Po co nam moce, po co ochrony, po co? Kiedyś tego nie było, kiedyś wszyscy byliśmy inni… Podniosłam wzrok. Czarny kot wpatrywał się we mnie szmaragdowymi oczyma. Jeśli wierzył w swój refleks, to się zawiódł. Atak nastąpił błyskawicznie. Nim lampart się obejrzał, krwawił z szyi. Następnie wykonałam krótką serię szybkich skoków, każdy zakończony był sukcesem. Jednak to nie ja kierowałam tymi ruchami – kierowała nią inna istota, bardziej prymitywna, istota, którą byłabym, gdyby nie ewolucja naszego gatunku. Ale ta istota nie walczyłaby, gdyby nie właśnie ta ewolucja – bez niej nie byłoby Basiora Ciemności, bez niej może nigdy nie byłabym Obrończynią… Kiedyś mogły przetrwać tylko najsilniejsze wilki. Gdzie zniknęło to dzikie prawo Głuszy? Co to ma być – jacyś szamani, medycy, zwykle wszystkie szczenięta dożywają starości… Zirytowana ponownie zaatakowałam, a kiedy kły przecięły pysk wrogo nastawionego zwierzęcia, zdałam sobie sprawę z moich czynów. Robiłam tak, bo tak nakazywało mi prawo przodków. Dlaczego akurat mnie dopadają takie dziwne rzeczy? Bo gdzieś w głębi chcę powrócić do przeszłości? Wydałam dziki, bojowy okrzyk i znów zaatakowałam, rozrywając ucho kota. Popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Tak, kotku, jestem wariatką. Masz coś przeciwko temu!? – mówiąc to walnęłam kocura łapą w pysk. Odsunął się, prychając, a ja w między czasie zmyłam się z jego pola widzenia, choć tak w zasadzie przebyłam tylko kilkanaście metrów. Przemknęłam w inne miejsce pod osłoną drzew, przygotowując plan działania. Chwilę później realizowałam jego pierwszą część – złapałam jakiegoś ptaka i zjadłam go, jak można się było spodziewać. Teraz chciałam znaleźć kogokolwiek znajomego – Scarlet, Anubisa, Tokyę, Unię lub kogoś tam jeszcze. Jednak czy to było mi dane czy też nie, o tym się miałam wkrótce przekonać.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz