Widziałem jak Luna gada sama do siebie, a przynajmniej tak to wyglądało. Możliwe że ktoś albo coś, tam było. Patrzyłem na nią czekając aż ustąpi. Oczywiście ja też nie miałem zamiaru ustąpić. Sophie przyglądała nam się z pewnej odległości, aż w końcu odwróciła się i odbiegła. Minęły minuty... to zaczęło się już robić lekko chore. Usiadłem na ziemi, bo łapy zdrętwiały mi od bezustannego stania. W końcu westchnąłem.
- Jak sobie chcesz. Ale jakoś nie widzę żeby twoje pochodzenia było jakieś niezwykłe... - mruknąłem i odwróciłem się zamierzając odjeść. Usłyszałem za sobą kilka obelg, w zamian posłałem waderze przebiegły uśmieszek i odeszłem. Usłyszałem jak ona zeskakuje z drzewa i rusza za mną. Po co? Skręciłem za drzewo i zniknąłem w cieniu. Pojawiłem się w mojej jaskini na posłaniu. Wciągnąłem się i położyłem.
<Luna? Brak weny ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz