niedziela, 7 czerwca 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

Wielki czarny wilk, szczerzył kły w stronę Yǒnggǎn i mnie. Wadera wstała na łapy i stanęła obok mnie, choć wyglądała na przerażoną widokiem basiora. Nie miałem wątpliwości kim jest przybysz. Odsłoniłem długie kły i warknąłem wyzywająco, jeżąc sierść na karku. W jaskini było ciemno, ale ja i tak doskonale widziałem. Prócz naszego warkotu, słychać było tylko kapiącą wodę, a poza tym panowała martwa cisza. Basior zaatakował, jego pazury zostawiły w skale głębokie ślady, gdy odbił się do skoku. Uchyliłem się przed kłami, lecz on również uskoczył przed moimi. Miał cholernie dobry refleks i przewagę w postaci wzrostu. Na szczęście nie byłem sam. Yǒnggǎn zaatakowała go od tyłu, gdy basior skupił cała swoją uwagę na mnie. Jej kły wbiły się w tylną łapę wroga, który warknął ze złością. Jednym szarpnięciem uwolnił łapę, odrzucając waderę do tyłu. Yǒn upadła na grzbiet, a wilk doskoczył do niej by zadać śmiertelny cios. Wziąłem  rozbieg i skoczyłem na grzbiet basiora, wbijając pazury w jego futro i skórę. Ugryzłem go w ucho i oderwałem je. Dookoła polała się krew, bryzgając na podłogę i ściany, mieszając się z wodą i plamiąc nasze futra. Wilk wrzasnął wściekły, ale nie usłyszałem w tym krzyku ani jednej nuty bólu. Czyżby go nie czół?! To było by przerażające... Basior wierzgnął jak młody koń, zrzucając mnie z grzbietu. Przeleciałem dobry metr, zanim nie natrafiłem na jakąś miękko substancję, przypominającą galaretowatą skórę.
- Cholera! - warknąłem odskakując i stając oko w oko z potworem.  To był wielki czarny lew o trzech ogonach i z kłami wystającymi z paszczy. Wielkością dorównywał słoniowi, a pod skórą prężyły się muskuły. Ryknął bryzgając na mnie białą pianą z pyska. Już widzę jak z nim walczę... Zanurkowałem pod jego brzuchem, na brzuchu prześlizgując się po wilgotnej skale. Jego ogony próbowały zagrodzić mi drogę, ale zdołałem uskoczyć. W głowie zaświtała mi pewna myśl... Pobiegłem do buteleczki z dziwnym płynem. Chwyciłem ją w zęby i otworzyłem. Zawartość wylałem na głowę czarnego basiora. Wilk krzyknął z bólu, gdy płyn zaczął wyżerać mu twarz. Na jego głową zaczęła unosić się para. Lew również wrzasnął i rozbił skałę z jednego boku. Głazy spadły do wody, wzbijając fontannę kropel. Lew wskoczył prosto do wody, a w jego ślady poszedł basior. Może utoną? Nie byłem tego pewien... Tacy tak szybko nie giną... Pobiegłem w stronę Yǒnggǎn. Na szczęście żyła, choć nie umiałem powiedzieć jak bardzo jest ranna.
- Nic ci nie jest? Możesz stać? - zapytałem, czując wyrzuty sumienia. W końcu kiedy ja "walczyłem" z lwem, ona sama musiała zmierzyć się z basiorem.

<Yǒnggǎn? Przepraszam że tak długo nie odpisywałam ;_;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz